Świat

Europa podzielona w sprawie syryjskich uchodźców. Mnożą się fake newsy i dezinformacja

Syryjscy migranci w Essen w Niemczech świętują upadek reżimu Baszara Asada. Syryjscy migranci w Essen w Niemczech świętują upadek reżimu Baszara Asada. Hesham Elsherif / Anadolu/ABACAPRESS.COM / East News
Od początku tygodnia już kilka państw członkowskich zdecydowało się na całkowite zawieszenie procedury przyznawania azylu obywatelom Syrii. Ale Magnus Brunner, unijny komisarz ds. wewnętrznych, chce czekać na rozwój sytuacji na Bliskim Wschodzie.

Jako pierwszy stanowisko w tej sprawie zajął austriacki minister spraw wewnętrznych Gerhard Karner. Już w poniedziałek wieczorem w komunikacie dla prasy poinformował, że Austria nie tylko wstrzymuje dalsze procedowanie aplikacji o ochronę prawną ze strony obywateli Syrii, ale jest też gotowa odesłać ich do ojczyzny. Co prawda ton jego wypowiedzi był koncyliacyjny, ale nie pozostawiał złudzeń. „Przekazałem służbom szczegółowe instrukcje na temat umożliwienia powrotu do domu wszystkim Syryjczykom, którzy przebywają w naszym kraju” – poinformował Karner, choć nie podał logistycznych szczegółów przeprowadzenia deportacji. Według portalu EurActiv w Austrii przebywa obecnie 100 tys. Syryjczyków, ich odesłanie byłoby więc operacją masową. Nie wiadomo, która służba byłaby też za to odpowiedzialna: policja, straż graniczna – a może w jakiejś formie współpracy obie? W Austrii od dłuższego czasu panują nastroje antyimigranckie, czego dowodem był triumf we wrześniowych wyborach parlamentarnych FPÖ, skrajnie prawicowej Wolnościowej Partii Austrii. Do przejęcia władzy przez radykałów wprawdzie nie doszło, ale wyborcy jednoznacznie pokazali wszystkim partiom politycznym, że domagają się bardziej stanowczej postawy wobec migrantów.

Co z syryjskimi uchodźcami w Niemczech?

W ślad Karnera poszły już rządy Danii, Szwecji, Francji, Grecji, Holandii, Niemiec i pozostającej poza Unią Europejską Wielkiej Brytanii. Nie wszyscy byli tak bezpośredni w swoich deklaracjach jak austriacki minister, ale gotowość do wydalenia Syryjczyków z Europy zdaje się już kontynentalnym konsensusem. W tym kontekście szczególnie ważna jest pozycja Paryża i Berlina, czyli stolic dwóch krajów, w których przybyszów z Syrii przebywa najwięcej. Jak wylicza BBC, w samej Republice Federalnej Niemiec mieszka na co dzień milion osób z syryjskim paszportem. W dużej części to osoby, którym udzielono ochrony prawnej w następstwie wielkiej migracji z lata 2015 r. Ówczesna kanclerz Angela Merkel rozpoczęła wtedy Wilkommenpolitik, wypowiadając słynne zdanie: Wir schaffen das, czyli „poradzimy sobie”. Przez długi czas jej decyzja o wpuszczeniu w 2015 r. blisko pół miliona osób ubiegających się o ochronę prawną w Niemczech uznawana była za dobrą i humanitarną, ale dzisiaj po tym poparciu i optymizmie nie ma już śladu.

Europejska odsłona serwisu Politico opublikowała w czwartek obszerny materiał opisujący nastroje w syryjskiej społeczności w Niemczech. Radość z upadku znienawidzonego przez migrantów reżimu Asada miesza się tam z niepewnością co do ich przyszłości – bo całkiem sporo Syryjczyków już się w Niemczech zadomowiło, nauczyło języka, znalazło legalną i społecznie bardzo potrzebną pracę. Politico przytacza wpis niemieckiego ministra zdrowia Karla Lauterbacha z platformy X, gdzie przypomniał on, że w Republice Federalnej pracuje dzisiaj 6 tys. syryjskich lekarzy. Ich nagły wyjazd z kraju mógłby okazać się szokiem dla systemu opieki zdrowotnej, który w Niemczech i tak jest przeciążony, niedofinansowany, boryka się też z brakami kadrowymi.

Znacznie bardziej negatywne w skutkach mogą być jednak fake newsy i dezinformacja, która szerzy się wśród Syryjczyków na skalę wręcz masową. Dominują teorie o tym, że Olaf Scholz lada moment publicznie zadeklaruje nie tylko deportacje, ale też całkowite wycofanie jakiejkolwiek formy ochrony prawnej dla Syryjczyków. Pojawiają się lęki o trwałość osłony socjalnej, dostęp do świadczeń zdrowotnych i edukacyjnych – czyli o wszystko, co pozwalało tej milionowej społeczności funkcjonować we względnie normalny sposób w Europie.

Czytaj także: Ameryka reaguje na upadek reżimu Asada z satysfakcją i niepokojem. Czy Trump się zaangażuje?

Niech wracają do ojczyzny

Podobnie wygląda sytuacja w innych krajach, gdzie niektóre osoby aplikujące o azyl już odbiły się od niedostępnych okienek w urzędach. Tak na przykład dzieje się w Wielkiej Brytanii, gdzie zgodnie ze statystykami brytyjskiego Home Office od 2011 r. azyl przyznano ponad 35 tys. Syryjczyków. Według informacji BBC w brytyjskim rządzie już teraz wprowadzono wewnętrzną dyrektywę o odrzucaniu wszystkich syryjskich wniosków. Oznacza to, że ci, którzy aplikację o azyl złożyli jeszcze przed ofensywą rebeliantów i upadkiem Asada, i tak nie mają szans na sukces. Stacja szacuje, że decyzja rządu Keira Starmera wpłynie na sytuację blisko 6,5 tys. Syryjczyków pozostających w migracyjnym zawieszeniu na Wyspach.

Innym krajem, który zdecydował się na stanowcze działania wobec syryjskich uchodźców, jest Francja. Nad Sekwaną obywatele Syrii złożyli w ubiegłym roku 4 tys. wniosków o azyl, a w ostatniej dekadzie liczba ta przekroczyła 30 tys. Stanowili zdecydowanie najliczniejszą grupę narodową spośród osób ubiegających się o ochronę prawną – tak samo zresztą jest, według danych Eurostatu, w całej Unii Europejskiej. Dalsze składanie wniosków nie będzie jednak możliwe. Ze strony francuskich urzędników padają jedynie deklaracje „o chęci współpracy przy powrocie” i „dokładaniu wszelkich starań”, by Syryjczycy znaleźli sposób na powrót do ojczyzny.

Jednocześnie na poziomie instytucji unijnych ten konsensus nie znalazł jeszcze odzwierciedlenia. Magnus Brunner, europejski komisarz do spraw wewnętrznych, powiedział w czwartek po spotkaniu szefów MSW krajów członkowskich, że Wspólnota musi pomyśleć o „planie dobrowolnych powrotów” i „czekać na dalszy rozwój sytuacji w Syrii”. Równie ostrożna zdaje się nowa szefowa unijnej dyplomacji Kaja Kallas, którą już na początku kadencji czeka bardzo trudne zadanie odbudowania europejskiej pozycji negocjacyjnej na Bliskim Wschodzie. Ciężko będzie jej odegrać ważną rolę w świetle traktowania przez kraje członkowskie migracji jako kwestii bezpieczeństwa narodowego, a nie polityki zagranicznej czy humanitarnej.

Czytaj też: Rosja przegrywa w Syrii? Nie cieszmy się tak bardzo. Może się zrobić dużo groźniej blisko nas

Haniebny pośpiech i palący problem

Swój sprzeciw wobec wycofania ochrony prawnej dla Syryjczyków w Europie wyrażają też organizacje humanitarne. W przesłanym do redakcji „Polityki” stanowisku polski oddział Lekarzy bez Granic pisze o szoku, jaki wywołały decyzje państw unijnych, w tym Polski. „Pośpiech (…) krajów europejskich i instrumentalizacja migrantów, wykorzystywania ich w celach politycznych i ograniczania prawa do azylu uważamy za haniebny” – informuje organizacja. Dodano też, że „odmowa legalnych ścieżek ochrony dodatkowo pogorszy sytuację osób zmuszonych do poszukiwania bezpieczeństwa w Polsce i w Europie. Narazi je na jeszcze większą przemoc, utratę zdrowia i życia”.

Upadek reżimu Asada przyniósł w dość niespodziewany sposób łatwe rozwiązanie palącego problemu w europejskiej polityce – a przynajmniej tak się wydaje części rządzących na kontynencie. To jednak perspektywa krótkowzroczna, nie tylko dlatego, że Syryjczycy, podobnie jak migranci z innych krajów, są Europie nadal bardzo potrzebni. Nie jest powiedziane, że wszyscy z nich naprawdę chcą wrócić – zwłaszcza ci, którzy dobrze funkcjonują w europejskich społeczeństwach. Czym innym są bowiem spektakularnie pokazywane przez światowe telewizje powroty rodzin uchodźczych z Turcji – w tym kraju uchodźców jest najwięcej na planecie, według „The Financial Times” ponad 3 mln – a czym innym planowany powrót syryjskich lekarzy z Berlina czy wykwalifikowanych robotników z południa Francji. Nie mówiąc o wyzwaniach logistycznych związanych z realizacją planu deportacyjnego.

Po raz kolejny Syryjczycy w Europie używani są w politycznej grze i jako element partyjnej propagandy. Nie słychać ani poważnej debaty o formie zaangażowania się Unii w odbudowę syryjskiego państwa, ani o próbach dialogu, nawet nieoficjalnego, z nowymi władzami w Damaszku. Znów jedyne, czym Stary Kontynent się przejmuje, to migracja – ale tylko z własnego, wewnętrznego punktu widzenia. Trudno oprzeć się wrażeniu, że już raz w tym miejscu byliśmy – i nic dobrego z tego nie wyszło. Niewiele też wskazuje, by Europa miała wyciągnąć wnioski z ostatniej dekady.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kultura

Kasowy horror, czyli kulisy kontroli u filmowców. „Polityka” ujawnia skalę nadużyć

Wyniki kontroli w Stowarzyszeniu Filmowców Polskich, do których dotarliśmy, oraz kulisy ostatnich wydarzeń w PISF układają się w dramat o filmowym rozmachu.

Violetta Krasnowska
12.12.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną