Była to de facto próba zamachu stanu. Pod pretekstem „wykorzenienia sił północnokoreańskich” Yoon chciał zawiesić prawa i wolności oraz wprowadzić administrację wojskowych, by osłabić opozycyjne względem niego Zgromadzenie Narodowe. Dotychczasowa kohabitacja konserwatysty o odruchach byłego prokuratora generalnego z bardziej postępowym, pilnującym demokratycznych reguł parlamentem szła jak po grudzie. A prezydent do już bardzo szerokich konstytucyjnych kompetencji zamierzał dopisać sobie kolejne.
Pierwsze głosowanie wniosku o impeachment przetrwał dzięki macierzystemu ugrupowaniu, które zerwało kworum. Yoon jedynie przeprosił za „niepokoje i niedogodności”. Zadeklarował, że nie będzie się angażować w politykę krajową i zagraniczną, wcześniej ustąpi z urzędu (zostały mu jeszcze ponad dwa lata), a jego obowiązki przejmie premier Han Duck-soo, mianowany skądinąd przez prezydenta i wywodzący się z prezydenckiej Partii Władzy Ludowej. Mająca większość w parlamencie Partia Demokratyczna uważa, że to kontynuacja zamachu. Tym bardziej że Yoon nadal stoi na czele armii.
W najnowszych sondażach Yoon cieszy się zaufaniem zaledwie 13 proc. obywateli. Na razie ma zakaz opuszczania kraju. Trwa dochodzenie mające wyjaśnić, co się właściwie wydarzyło. Aresztowano już byłego ministra obrony. Zakaz podróżowania objął także szefów kontrwywiadu, sztabu armii, rezygnację złożył szef MSW i wielu urzędników. Wniosek o impeachment Partia Demokratyczna chce głosować aż do skutku i ma nadzieję, że przywróci sytuację do normy jeszcze przed końcem roku.