De Gaulle’u, wróć!
Chaos we francuskiej polityce. Macron musi szukać nowego premiera rządu
W przedterminowych wyborach parlamentarnych sprzed pół roku przepadła partia prezydenta Emmanuela Macrona, a wygrały dwie skrajne formacje: prawica Marine Le Pen i konglomerat lewicowy, lecz pod wodzą lewaka Jean-Luca Mélenchona. Są politycznymi i ideowymi przeciwnikami, nawet wrogami. Jednak w zeszłym tygodniu zawarły sojusz taktyczny, by storpedować debatę nad budżetem, obalić rząd i zagonić w narożnik bezradnego prezydenta, którego popiera niewielki odsetek Francuzów.
Formacje te wybrały więc strategię chaosu, politykę „im gorzej, tym lepiej”. Nie zamierzają bowiem ze sobą współpracować i nie mają żadnego planu wydobycia kraju z załamania finansów, zwłaszcza budżetu opieki społecznej. Działają według zasady: najpierw rozwalimy, a potem się zobaczy. „Le Point” ocenił postępowanie tych partii jako „fikcyjne, cyniczne i toksyczne”.
Ten stan rzeczy niepokoi wszystkich partnerów Francji. W obliczu zagrożenia ze strony Rosji i prawdopodobnego wycofania się Donalda Trumpa z pomocy Ukrainie Europa potrzebuje zdecydowanego wzmocnienia własnego potencjału dla obrony. Brak rządu i niepewność polityczna temu nie służą. Prezydent Macron, „dyrygent bez orkiestry”, jak kpi inny komentator, poszuka teraz kolejnego premiera. Nie widać jednak na horyzoncie polityka, który miałby szanse na zbudowanie większości parlamentarnej. Potrzebny byłby ktoś w rodzaju gen. Charles’a de Gaulle’a. Ale jak takiego znaleźć?