Świat

Rosja po cichu wycofuje się z Syrii. Utrata tamtejszych baz będzie bardzo dotkliwa

Wizyta Władimira Putina w rosyjskiej bazie lotniczej Chmejmim w Syrii w grudniu 2017 r. Na zdjęciu również Baszar Asad (drugi od lewej) i Siergiej Szojgu (czwarty od lewej). Wizyta Władimira Putina w rosyjskiej bazie lotniczej Chmejmim w Syrii w grudniu 2017 r. Na zdjęciu również Baszar Asad (drugi od lewej) i Siergiej Szojgu (czwarty od lewej). Kremlin Pool / Russian Look / Forum
Rosjanie liczą się z tym, że będą musieli pożegnać się z Syrią. Łagodzą więc przekaz, przykrywając prestiżową i militarną porażkę dwoma hasłami: „winien jest Asad” i „Syria nie jest nam potrzebna”. A jak jest naprawdę?

Baszar Asad wraz z rodziną odnalazł się w Moskwie. Decyzję o udzieleniu mu azylu podjął osobiście Władimir Putin – powiedział dziś na konferencji prasowej jego rzecznik Dmitrij Pieskow. Dodał też, że Kreml nie ma obowiązku składać oficjalnego oświadczenia w tej sprawie. O tym, że syryjski dyktator zdecydował się zrezygnować ze stanowiska prezydenta i opuścić kraj, oznajmił wczoraj rosyjski MSZ. „W wyniku negocjacji pomiędzy Asadem a szeregiem uczestników konfliktu zbrojnego na terytorium Syryjskiej Republiki Arabskiej podjął on decyzję o rezygnacji ze stanowiska prezydenta i opuścił kraj. Wydał też polecenie pokojowego przekazania władzy. Rosja nie brała udziału w negocjacjach” – czytamy w komunikacie rosyjskiego resortu dyplomacji.

Co z rosyjskimi bazami w Syrii?

W nowej sytuacji priorytetem dla Kremla są bazy wojskowe w Syrii oraz gwarancje dla inwestycji gospodarczych. Już wczoraj Pieskow potwierdził, że Rosja pracuje nad zapewnieniem bezpieczeństwa rosyjskim bazom, nawiązuje kontakty z rebeliantami, a samo wojsko podejmuje niezbędne środki ostrożności. 8 grudnia jednostki zbrojnej opozycji wkroczyły do miasta Tartus oraz Dżebla w pobliżu bazy lotniczej w Chmejmim. Pozostający na swoim stanowisku premier Mohammed Ghazi al-Dżalali poinformował tego samego dnia, że kwestię obecności militarnej Rosji w kraju rozstrzygnie nowy rząd w Damaszku.

Sytuacja nie jest pewna, więc rosyjskie bazy wojskowe w Syrii zostały postawione w stan najwyższej gotowości. Ale – jak wczoraj uspokajał MSZ – nie ma poważnego zagrożenia dla ich bezpieczeństwa. Rosyjski kontyngent liczy tam ponad 7 tys. osób, na co składa się personel lotniczy i techniczny Rosyjskich Sił Powietrzno-Kosmicznych, a także załogi okrętów w Tartus. Choć rosyjskie ministerstwo obrony nie publikuje danych, wiadomo, że są one wyposażone w myśliwce, bombowce bojowe, czołgi i bojowe wozy opancerzone, a także systemy obrony powietrznej i systemy rakietowe Iskander.

Aktualnie rosyjski personel wojskowy jest zablokowany na terenie swoich baz między Tartusem, Chmejmim a Damaszkiem, gdzie nadal działa ambasada rosyjska, nie ma tam bezpiecznego korytarza lądowego ani dostaw żywności – twierdzą miejscowi dziennikarze.

Teoretycznie Rosja ma prawo do korzystania z obu baz do 2066 r. Kluczowe jest Chmejmim, które ma długie pasy startowe pozwalające przyjąć bombowce strategiczne i ciężkie wojskowe samoloty transportowe, takie jak Ił-76 czy An-124. W ciągu prawie dekady Rosjanie rozbudowali też znacznie jej infrastrukturę. W bazie funkcjonuje sala koncertowa, cerkiew i kompleks sportowy, a także pomnik upamiętniający „ofiarę rosyjskiego żołnierza w Syrii”. Przez samych żołnierzy nazywana jest swojsko „Chimkami”, jak podmoskiewski oryginał.

Chmejmim wykorzystywane było nie tylko do ataków na pozycje antyrządowych rebeliantów po 2015 r., ale też do kontroli przestrzeni powietrznej nad Syrią i wschodnią częścią basenu Morza Śródziemnego. I najważniejsze: jest węzłem logistycznym zaopatrującym rosyjskie siły w Afryce. Bezpieczny korytarz powietrzny funkcjonował nad Morzem Kaspijskim, Iranem i Irakiem, a w Chmejmim lądowano, aby uzupełnić paliwo w drodze do Afryki. Zdaniem ekspertów wojskowych utrata tej bazy byłaby dla Rosji strategicznie dotkliwa. Armia Putina utraciłaby możliwość sprawnego zaopatrywania swoich sił w Afryce, w tym oddziałów Korpusu Afrykańskiego, czyli byłych najemników z Grupy Wagnera.

Rozwiązaniem mogłoby być w zasadzie stworzenie lub wynajęcie nowej bazy lotniczej w innym miejscu na Bliskim Wschodzie. Portal ArbatMedia sugeruje za politologiem Aleksandrem Perendżewem, że Rosjanie mogliby przenieść swoje aktywa do bazy w Egipcie.

Czytaj także: Dynastia Asadów. Kto jest kim w rodzinie, która do niedawna rządziła Syrią

Tartus, czyli „syryjski ekspres”

Równie bolesna będzie utrata Tartusu, jeśli Moskwa nie otrzyma zgody na dysponowanie bazami wojskowymi przez nowe władze syryjskie. Baza ta to punkt wsparcia logistycznego floty i jedyna rosyjska placówka na Morzu Śródziemnym. Jeśli Moskwa zostałaby pozbawiona dostępu do niej, byłaby zmuszona do opuszczenia dużej części regionu. To istotne, ponieważ po agresji na Ukrainę w 2022 r. rosyjskim okrętom wojennym zakazano wpływania do innych portów śródziemnomorskich.

Tartus jest też ważny ze względu na wojnę w Ukrainie. Oprócz bazy dla okrętów wojennych funkcjonuje tam port cargo, wykorzystywany na potrzeby tamtejszej specjalnej operacji wojskowej. Rosyjskie media już w 2012 r. określiły to mianem „syryjskiego ekspresu”, ponieważ w ten sposób Rosja obchodziła sankcje nałożone na reżim i dostarczała broń i amunicję dla armii Baszara Asada. Rosjanie będą mieli ogromny problem, jeśli będą zmuszeni opuścić bazę, ponieważ odkąd trwa pełnoskalowa agresja na Ukrainę, Turcja zamknęła dla floty rosyjskiej Bosfor i Dardanele. Ewakuację Rosjanie będą musieli zorganizować przez Morze Śródziemne i Północny Atlantyk.

Czytaj także: Czarna dziura Syria. Kto i dlaczego jeszcze o nią zabiega

Rosja wycofuje się po cichu

Ukraiński wywiad wojskowy GUR oświadczył, że rosyjska armia wycofuje swoje statki z bazy morskiej w Tartusie i transportuje samolotem broń i sprzęt wojskowy z bazy lotniczej Chmejmim. Niezależny portal Meduza śledzi cichą ewakuację do Rosji. Donosi za serwisem Flightradar24, że 8 grudnia wieczorem w Moskwie wylądował samolot transportowy An-124, który kilka godzin wcześniej wystartował z Latakii. Jednocześnie zaznacza, że z bazy lotniczej Chmejmim nadal startują rosyjskie samoloty. Według ukraińskiego wywiadu 8 grudnia fregata „Admirał Grigorowicz” rosyjskiej Floty Czarnomorskiej i statek towarowy „Inżynier Trubin” rosyjskiej Floty Północnej również opuściły Tartus i udały się na Morze Śródziemne. Oficjalnie – jak informuje rosyjski resort obrony – w celach ćwiczeniowych. Rosyjscy wojekorzy, korespondenci wojenni, „Informator wojskowy” i „Zapiski weterana” sugerują też, że rosyjski kontyngent najprawdopodobniej będzie wycofany z baz 9 grudnia.

Kwestia obecności militarnej Rosji w Syrii nie jest rozstrzygnięta. Oficjalnie rebelianci nie zamierzają wchodzić w konflikt z Rosją, jak zadeklarował Anas al-Abda, przedstawiciel komitetu politycznego Narodowej Koalicji Sił Opozycyjnych i Rewolucyjnych (NCORS). Zapewnił, że rebelianci „dążą do utrzymania dobrych stosunków z Rosją. W tym kontekście nasze wspólne interesy należy uznać za najważniejsze” – stwierdził wczoraj w wywiadzie dla TASS.

W rzeczywistości Rosjanie liczą się z tym, że decydujące w tej sprawie będzie stanowisko Turcji oraz Stanów Zjednoczonych. Jak donosi dziś CNN Turk, Moskwa właśnie zwróciła się do władz w Ankarze o wsparcie umożliwiające bezpieczne wycofanie z Syrii. Rosjanie chcą gwarancji bezpieczeństwa dla swoich oddziałów na obszarach kontrolowanych przez Turcję, żeby następnie drogą powietrzną ewakuować się do kraju. Jednocześnie Moskwa podtrzymuje, że zamierza utrzymać swoje bazy w Tartusie i Chmejmin. Z kolei „Nowe Izwiestia” sugerują, że nowy rząd w Syrii może oficjalnie „pokazać drzwi” Rosji, stąd jedyną opcją, w której będzie mogła ona utrzymać swoje bazy w kraju, będzie dalsza eskalacja w Syrii i wybuch kolejnej wojny domowej – pisze Andriej Krasnobajew.

Czytaj też: Oto organizacja groźniejsza nawet niż tzw. Państwo Islamskie

Rosyjski biznes obejdzie się smakiem?

Problematyczny będzie również status rosyjskich inwestycji w Syrii. W marcu ubiegłego roku po spotkaniu prezydenta Asada z Władimirem Putinem agencja informacyjna Regnum informowała o tym, że planowane jest 40 projektów inwestycyjnych Rosji w Syrii, w tym w energetyce i przemyśle. Asad zamierzał podpisać z Moskwą umowę o partnerstwie gospodarczym.

Rosyjski biznes był zainteresowany zwiększaniem aktywności w Syrii po wprowadzeniu sankcji za napaść militarną na Ukrainę. W zasadzie jednak współpraca rozwijała się już od 2011 r., kiedy w Syrii wybuchła wojna domowa, a Asad zwrócił się do Rosji o wsparcie. Później, z różną intensywnością inwestowały tam rosyjskie kompanie, jak Rostec i KamAZ, a Rosatom rozmawiał z rządem w Damaszku o odbudowie syryjskiej infrastruktury energetycznej. W tym roku Syria wyraziła zgodę na pracę na swoim terenie rosyjskich korporacji naftowych i geologicznych. W czerwcu ministerstwo turystyki poinformowało również, że rosyjscy deweloperzy będą budować kompleksy hotelowe w prowincji Latakia. Budowa jednego hotelu właśnie miała się zacząć, a drugi jest ukończony w połowie. Według rosyjskiej misji handlowej do końca roku w Latakii miał również powstać kompleks młynów i sieć wodociągowa.

Jak podaje dziennik „Kommersant”, eksport do Syrii nie był imponujący, jego wartość sięgała w przybliżeniu pół miliarda dolarów rocznie. Równie niewielki był import. Generalnie obroty handlowe były kilkukrotnie mniejsze niż Rosji z Serbią, Węgrami, przewyższały jednak poziom wymiany handlowej z Jordanią. Rosyjski dziennik przypominał, że w ostatnich latach największym partnerem handlowym Damaszku pozostaje Turcja.

Dwa główne hasła Moskwy

Rosjanie liczą się z tym, że będą musieli pożegnać się z Syrią. Łagodzą więc przekaz, przykrywając prestiżową i militarną porażkę dwoma hasłami. Pierwszym jest: „winien jest Asad”, mimo to „Rosja wspierała go do samego końca”. Tym samym nikt nie będzie mógł zarzucić Kremlowi braku lojalności i porzucenie sojusznika. Kanał Pierwszy rosyjskiej telewizji informował, że „syryjska armia wycofała się bez walki, mimo że miała przewagę liczebną nad [rebeliantami]”. Prokremlowskie media podkreślają również, że ambasada Rosji w dalszym ciągu funkcjonuje w Damaszku, podczas gdy irańska została zamknięta i zdemolowana „przez motłoch”. Jednocześnie wyrażają satysfakcję, że w odróżnieniu od Moskwy to Teheran miał odmówić pomocy Asadowi, gdy rebelianci zbliżali się do stolicy. Iran zaczął bowiem wycofywać swoich dyplomatów i doradców wojskowych, jeszcze zanim Damaszek znalazł się pod kontrolą bojowników.

Drugim przekazem kremlowskich mediów jest hasło: „Syria nie jest nam potrzebna”. Ma ono pomniejszać stratę sojusznika na Bliskim Wschodzie oraz przyczółku wojskowego w postaci baz. Kampanię w mediach społecznościowych śledziła niezależna Meduza i to jej dziennikarze potwierdzają, że boty związane z Kremlem masowo obwiniały Asada i syryjską armię o upadek reżimu i odwracały uwagę od porażki Rosji, przekierowując ją na Izrael oraz Turcję. Podsycały teorie spiskowe o tym, że rząd Netanjahu zechce okupować część Syrii i stopniowo podbijać Bliski Wschód. Podsycają podejrzenia, że za wszystkim stoi jednak Zachód, który od dekady osłabiał sankcjami rząd Asada.

I najważniejsze – Rosjanie chcą za wszelką cenę przykryć analogię, jaka w oczywisty sposób narzuca się po upadku syryjskiego reżimu. Wybrzmiała ona w komentarzu premiera Polski Donalda Tuska, który zauważył, że „wydarzenia w Syrii uświadomiły światu, że nawet najbardziej brutalny reżim może upaść i że Rosję i jej sojuszników można pokonać”.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kultura

Kasowy horror, czyli kulisy kontroli u filmowców. „Polityka” ujawnia skalę nadużyć

Wyniki kontroli w Stowarzyszeniu Filmowców Polskich, do których dotarliśmy, oraz kulisy ostatnich wydarzeń w PISF układają się w dramat o filmowym rozmachu.

Violetta Krasnowska
12.12.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną