Syria przypomina rozsypane puzzle, Bliski Wschód zmienia się na naszych oczach. Czy na lepsze?
Sytuacja w Syrii przypomina pudełko puzzli, które po wysypaniu na stół sprawiają wrażenie, jakby nic do siebie nie pasowało. Potrzeba czasu, żeby to rozszyfrować, zrozumieć, co się stało i kto za tym stoi – uważa Hazem Alghabra, urodzony w Damaszku analityk, w przeszłości współpracujący z amerykańskim Departamentem Stanu.
Porównanie jest o tyle trafne, że wbrew panującemu przekonaniu nie mamy do czynienia z tylko jedną grupą rebeliantów, tj. Tahrir Hajat al-Szam (HTS), ale szeregiem ugrupowań i sił zainstalowanych na północy Syrii (m.in. wspierana przez Turcję Wolna Syryjska Armia czy oddziały kurdyjskie wspierane przez USA), na południu są druzowie i niedobitki Państwa Islamskiego, w prowincji Latakia nad Morzem Śródziemnym – rosyjskie bazy wojskowe (morska w Tartus i lotnicza w Chmejmim).
Choć to HTS 27 listopada rozpoczął błyskawiczny rajd na Aleppo, Hamę i wkroczył do Homsu, by otworzyć sobie drogę do Damaszku, technicznie rzecz biorąc, do stolicy weszły oddziały właśnie Wolnej Syryjskiej Armii i inne bojówki. Kurdowie w tym czasie zajęli Dajr az-Zaur i Abu Kamal na zachodzie, przez które wiedzie droga do Damaszku. Na naszych oczach puzzle wskakują powoli na „swoje” miejsca.
Syria Asada i armia z papieru
– Niesamowity jest ten błyskawiczny i dramatyczny upadek reżimu. Dla wielu to zaskoczenie, choć taki obrót spraw można było przewidzieć – dodaje Hazem Alghabra. Jego zdaniem słabość rządu Baszara Asada objawiła się w armii liczącej na papierze 170 tys.