Syria w stanie wrzenia. Rebelianci zajęli Damaszek. Reżim upada, Rosja obrywa rykoszetem
Kurdowie z Syryjskich Sił Demokratycznych zajęli w piątek Dajr az-Zaur na wschodzie kraju. To kolejne miasto odbite z rąk wycofujących się sił rządowych Baszara Asada, ale też miejsce szczególne dla Rosjan. Nieopodal w lutym 2018 r. w ostrzale amerykańskich sił zginęło ponad 200 najemników z Grupy Wagnera.
Jako pierwsze w ręce rebeliantów z islamistycznego Hajat Tahrir asz-Szam (HTS) dostało się Aleppo, drugie co do wielkości miasto w Syrii. Hamę podbili sześć dni później. W nocy z soboty na niedzielę dotarły informacje, że okrążają już stołeczny Damaszek, a Asad zbiegł.
Kreml działa ostrożnie
To największa taka operacja od 2020 r., kiedy armia Asada, wspierana przez Hezbollah, Iran i z powietrza przez Rosję, odzyskała kontrolę nad większością terytorium. Drogą dyplomatyczną Rosja i Turcja doprowadziły do zawieszenia broni. Dziś sytuacja jest na tyle nieprzewidywalna, że rosyjska ambasada w Damaszku zaleciła swoim obywatelom, by opuścili kraj, dopóki pracują cywilne lotniska.
Na razie Rosja działa ostrożnie i monitoruje sytuację. 29 listopada, w czasie ofensywy na Aleppo, media społecznościowe obiegła informacja, że Baszar Asad zbiegł do Moskwy. „Nie mam nic do powiedzenia w tej sprawie” – uciął pytany o to rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow. Jak podkreślił, Moskwa opowiada się za szybkim przywróceniem porządku konstytucyjnego przez syryjskie władze. Dał więc do zrozumienia, że Asad zasadniczo powinien polegać na własnej armii.
Co nie zmienia faktu, że siły powietrzno-rakietowe Rosji wsparły w miarę możliwości odwrót syryjskiej armii. Lotnictwo ostrzelało pozycje rebeliantów, punkty kontrolne, magazyny i stanowiska artylerii – podał resort obrony. Zniszczyło też most na rzece El-Asi w miejscowości Ar-Rastan między Hamą a Homsem.
Czytaj też: Syryjska dynastia Asadów
Asad sam na polu bitwy
Syryjski prezydent nie może liczyć, tak jak przed 2020 r., na wsparcie sojuszników. Teheran pochłonięty jest konfrontacją z Izraelem. Jego proxy, Hezbollah, wykrwawił się w starciu na południu Libanu i liże rany, starając się odbudować struktury. Nawet jeśli Teheran chciałby wysłać pomoc do Syrii, to z dużym prawdopodobieństwem izraelskie lotnictwo skutecznie to uniemożliwi w obawie, że przy okazji przekaże terrorystom uzbrojenie.
Moskwy nie stać z kolei na tak daleko idące wsparcie jak w 2015 r. Putin sam potrzebuje broni, priorytetem jest wojna w Ukrainie. Po 2022 r. na jej potrzeby Kreml wycofał większość żołnierzy i sprzętu z Syrii. Aktualnie stacjonuje tam ok. 7 tys. personelu, co wiadomo dzięki informacji o kartach do głosowania wydanych podczas marcowych wyborów prezydenckich w Rosji.
Putin nie osłabi swoich zdolności militarnych na rzecz syryjskiego sojusznika. Zwłaszcza że, jak się zdaje, postawił na rozwiązanie kryzysu drogą dyplomatyczną. Rozmawiał z prezydentem Iranu i z Recepem Erdoğanem. Minister Siergiej Ławrow na bieżąco konsultuje się ze swoimi odpowiednikami w Teheranie i Ankarze. Moskwa ożywiła też format astański; w sobotę 7 grudnia w Dosze odbyło się spotkanie szefów dyplomacji Rosji, Iranu i Turcji.
„Trzeba omówić sprawę ścisłego wdrażania porozumień z Idlib, bo strefa deeskalacji stała się miejscem, z którego terroryści ruszyli na Aleppo. Porozumienia osiągnięte w 2019 i 2020 r. pozwoliły naszym tureckim przyjaciołom zapanować nad sytuacją i oddzielić Hajat Tahrir al-Szam od opozycji, która nie uprawia terroryzmu i współpracuje z Turcją. Najwyraźniej jeszcze do tego nie doszło” – stwierdził Ławrow w wywiadzie udzielonym amerykańskiemu prezenterowi Tuckerowi Carlsonowi w przededniu spotkania w Dosze.
Jak dodał, w finansowanie HTS mogą być zaangażowani „Amerykanie, Brytyjczycy i inni”, ale to Turcja, której nie wymienił, ma kontyngent w prowincji Idlib (według dziennika „Viedomosti” chodzi o ok. 3 tys. żołnierzy).
Mimo antyzachodniej narracji Ławrow wie, że Turcja jest kluczem do ustabilizowania sytuacji i zabezpieczenia interesów Rosji w Syrii. Rosjanie sądzą tymczasem, że Turcy postawili na rozwiązanie siłowe. Zwłaszcza że Erdoğan kilkakrotnie po 2020 r. oferował Asadowi dialog, ale zawsze słyszał: „Zgoda, ale dopiero wtedy, kiedy turecka armia wycofa się z północy Syrii”. Władze Turcji oficjalnie nie wzięły odpowiedzialności za ofensywę na Aleppo.
Czytaj też: Po nich tylko cisza. Głucha cisza. Dlaczego siły strategiczne Rosji to kapiszon
Ukraiński ślad w Syrii
Ofensywa nie wydaje się niespodzianką dla Moskwy. Co najwyżej tempo, z jakim rebelianci przejmują kolejne miasta. Przygotowania do ataku wywiad irański zauważył już rok temu. Wstrzymał go wówczas najpewniej atak Hamasu na Izrael w październiku 2023 r. HTS ewidentnie czekał na zawieszenie broni między Izraelem a Libanem, by nie wbijać noża w plecy Hezbollahowi. Zdaniem rosyjskich ekspertów o planach musiał wiedzieć też Damaszek, ale okazał się zupełnie nieprzygotowany. Syryjska armia przez ostatnie cztery lata nie wdrożyła reform, częściowo się zdemobilizowała i przeszła w tryb pokojowy. Za spektakularną porażkę odpowiada więc przede wszystkim rząd Asada.
Dopóki jednak rosyjskie aktywa, zwłaszcza bazy wojskowe (morska w Tartus pod Latakią i lądowa w Chmejmin), pozostają nietknięte przez rebeliantów, Moskwa nie ma powodu do paniki. Tym bardziej że – jak zakłada – sprawa leży de facto w gestii Ankary kontrolującej część syryjskich rebeliantów. Innymi słowy, kryzys da się rozwiązać dyplomatycznie i na razie nie wymaga radykalnej interwencji militarnej.
Elementem rozgrywki z Ankarą jest tzw. ukraiński ślad. We wtorek Wasilij Nebenzia, przedstawiciel Rosji przy ONZ, oskarżył Kijów o wspieranie rebeliantów. Rosyjskie media chętnie sprawę rozdmuchują; „Niezawisimaja Gazieta” 2 grudnia donosiła za irańskimi źródłami o śmierci oficerów tureckich i ukraińskich w wyniku ataku syryjskich sił rządowych. Dziennik już w styczniu informował o uderzeniu sił specjalnych ukraińskiego wywiadu GUR na bazę lotniczą Kuires. Celem miał być rosyjski sprzęt wojskowy. W październiku agencja TASS sugerowała natomiast, że w prowincji Idlib stacjonuje 250 „doradców” z Ukrainy, rzekomo szkolących bojowników HTS z obsługi dronów. Zdaniem Rosjan na obecność Ukrainców musiały przyzwolić służby tureckie.
Czytaj też: Syria na zdjęciach z lat 2010–17. Tak wojna zmieniła ten kraj
Rosja obrywa rykoszetem
Stawka jest wysoka. Jeśli Moskwa nie ustabilizuje sytuacji, czyli nie porozumie się z Ankarą, a ofensywa odizoluje jej bazy od terytorium kontrolowanego przez siły rządowe, to ona będzie – obok reżimu w Damaszku – ofiarą zmiany układu sił w regionie. Jej możliwości operowania w basenie Morza Śródziemnego mogą być wówczas ograniczone. Ucierpi flota, ale i operacje Korpusu Afrykańskiego (daw. Grupa Wagnera), zabezpieczane logistycznie przez bazę w Chmejmin.
Gdyby upadł rząd Asada, dla Rosji to też byłaby prestiżowa porażka – przez lata przekonywała, że jest sojusznikiem lojalnym i sprawczym. Okazałaby się słaba, co wyraźnie sugeruje turecka dyplomacja. Dość wspomnieć, w jaki sposób Ankara sprowadziła Moskwę do roli obserwatora podczas wojny w Górskim Karabachu (2020), przejmując inicjatywę i wspierając militarnie Baku.
Rosjanie to widzą. Po 2017 r. ich kontyngent w zasadzie pełni głównie funkcję logistyczną, zabezpiecza biznesy najemników w Sudanie, Libii, Mali i Republice Środkowej Afryki. To placówka, na którą Kreml zsyła ludzi za karę.
Rybar, jeden z najpopularniejszych rosyjskich blogerów wojskowych, skrytykował dymisję gen. Siergieja Kisiela po utracie Aleppo. Oficer trafił do Syrii po nieudanej próbie podbicia Charkowa w 2022 r. Zastąpił go gen. Aleksander Czajko, który przedtem dowodził kontyngentem w Syrii. To ten sam dowódca, którego ukraińscy prokuratorzy oskarżają o masakrę w Buczy.
Rosja może paść ofiarą propagandy, którą sama tak brutalnie wykorzystuje. Już dziś trudno jej wyciszyć pogardliwe komentarze, że zdobywając Aleppo w niecałe trzy dni, syryjskim rebeliantom udało się to, czego w Ukrainie nie udało się osiągnąć „drugiej armii świata”.