1017. dzień wojny. Putin gra o wszystko, dlatego jest groźny. Wojna-nie-wojna może mu wystarczyć
Ukraiński przemysł dostarczył pierwszą partię pocisków skrzydlatych Peklo napędzanych silnikiem odrzutowym. Przypominają rosyjskie 3M14 Kalibr, sądząc z rozmiarów, mogą mieć 700–800 km zasięgu. Jesteśmy przekonani, że w produkcji wykorzystano zachodnie komponenty, a co najmniej technologie. Pocisk jest oficjalnie ukraiński i może być używany dowolnie, także na cele położone w Rosji. Pozostaje problem samej produkcji.
Rosyjska ambasada w Damaszku wzywa swoich obywateli do opuszczenia Syrii w związku z „pogarszającą się sytuacją”. Rosjanie Syrię tracą, ale nie mają zamiaru zmniejszyć tempa operacji w Ukrainie, by wysłać tam jakiś korpus ekspedycyjny. Zresztą frontowa banda wyposażona w buchanki, motorowery i wózki bagażowe nie nadaje się na żaden korpus. Trzeba by sformować go od zera i wyposażyć w sprzęt na poziomie, a nie czołgi z dospawanymi klatkami przeciwko dronom i transportery MTLB, na których w warunkach polowych zamontowano dziwaczne uzbrojenie. Jak to ruszy z miejsca, to się rozsypie...
Putinowi to się opłaca
Od września do listopada Rosjanie stracili 125 tys. ludzi (zabitych, rannych i zaginionych). W przytłaczającej większości wypadli na razie z szeregów, tylko część z nich wróci na front. Rosja ostatnio co prawda wygania do walki też rannych, którzy mają się nieco lepiej. Zaczyna gonić też mężczyzn leczących się na raka. Mają się przysłużyć ojczyźnie w potrzebie.
To wszystko za 2356 km kw. ukraińskiego terenu z ponad 600 tys. Za każdy kilometr kwadratowy zapłaciło życiem lub zdrowiem 53 Rosjan. Putin najwyraźniej uważa, że się opłaca.
Ukraińskie drony zniszczyły pierwszy pancerny pojazd bojowy produkcji północnokoreańskiej.