To efekt wielotygodniowych negocjacji, w których pośredniczyli Amerykanie i Francuzi. Prezydent Joe Biden – główny sponsor porozumienia – nazwał je „dobrą wiadomością”. W ostatnich godzinach przed rozejmem Izrael zbombardował południowy Bejrut, matecznik Hezbollahu, zabijając 42 osoby. Do ograniczonej wymiany ognia dochodziło jeszcze pod koniec tygodnia, ale obie strony stały przy porozumieniu.
Zgodnie z warunkami zawieszenia broni w zeszłym tygodniu rozpoczął się dwumiesięczny okres przejściowy, w trakcie którego Hezbollah ma wycofać się z południowego Libanu za linię rzeki Litani, a Izrael ewakuuje wojska na własne terytorium. Tysiące dodatkowych żołnierzy libańskich (z oficjalnej armii, nie z Hezbollahu) i z sił pokojowych ONZ ma być rozmieszczonych na południu kraju, a międzynarodowy panel pod przewodnictwem Stanów Zjednoczonych będzie monitorować przestrzeganie postanowień rozejmu.
Zawieszenie broni nie dotyczy Strefy Gazy, gdzie po ponad roku izraelskiej inwazji, sprowokowanej atakiem Hamasu, w którym poniosło śmierć ponad 1200 Izraelczyków, a ponad 200 zostało porwanych, nadal giną Palestyńczycy (w sumie już ponad 44 tys.). Konflikt Izraela z Hezbollahem, szyicką bojówką, uznawaną przez część zachodnich państw za organizację terrorystyczną, rozpoczął się zaraz po ataku Hamasu na Izrael. Hezbollah, w ramach solidarności z sunnickim Hamasem, zaczął wówczas nieregularny ostrzał rakietowy Izraela, co wymusiło ewakuację ponad 50 tys. mieszkańców jego północnych rubieży. Izrael, zajęty po drugiej stronie inwazją na Strefę Gazy, odpowiadał sporadycznie. Dopiero dwa miesiące temu, po spacyfikowaniu Gazy, rozpoczął lądowy atak na bazy Hezbollahu w południowym Libanie. Nie powinno ich tam być zgodnie z poprzednim zawieszeniem broni z 2006 r.