Rządowy projekt przemknął przez obie izby parlamentu, zaaprobowany olbrzymią większością, i ma poprawić notowania centrolewicowego premiera Anthony’ego Albanese przed przyszłorocznymi wyborami. „Przywracamy młodym Australijczykom bezpieczne dzieciństwo” – komentował z emfazą szef rządu. Taki zakaz w sondażu YouGov ma 77 proc. poparcia. Szczegółów nie ogłoszono, przepisy wykonawcze pojawią się później. Z zapowiedzi wynika, że ma objąć TikToka, X (dawny Twitter), Instagram i Facebooka, a oszczędzić YouTube’a i WhatsAppa. I to na dostawcach treści będzie spoczywał obowiązek wyegzekwowania ograniczeń pod karą 50 mln dol. austr. (grubo ponad 100 mln zł). Na opracowanie skutecznych procedur będą mieć rok.
Sceptycy uważają, że będzie to zakaz papierowy. Kiedy podobny, w łagodniejszej formie, testowano we Francji, połowa badanych obchodziła go, korzystając z chroniącej prywatność sieci VPN. Zakaz nie eliminuje zagrożeń ani czyhających pułapek, a jedynie przylepia na nie plaster i może pokierować młodych użytkowników w ciemniejsze, słabiej regulowane zakątki sieci. Jednak zdaniem Julie Inman Grant, australijskiej komisarz do spraw e-bezpieczeństwa, branża ma tyle środków, a technologie doskonalą się tak szybko, że sobie z tym poradzi. „Jeśli potrafią kierować do ciebie indywidualne reklamy, to nie powinni mieć problemu z ustaleniem wieku użytkownika” – argumentuje. Zobaczymy. Poza wszystkim chodzi o symbol – i o argument dla rodziców.