Cała Europa patrzy na Rumunię. Rosną szanse na triumf skrajnej prawicy
Cała Europa patrzy dziś na Rumunię. Rosną szanse na triumf skrajnej prawicy
„Dzieje Rumunów. Łacińska enklawa na pograniczu kultur”. Nasz najnowszy „Pomocnik Historyczny” dostępny jest w sklepie „Polityki” albo w ramach subskrypcji Polityka.pl (pakiet premium i uniwersum).
Już po ubiegłotygodniowych wyborach nowej głowy państwa można było zakładać, że niedzielna elekcja nie będzie należała do spokojnych i przewidywalnych. Rumunia, kraj do tej pory w miarę równo podzielony pomiędzy dominujące na scenie politycznej centrolewicę i centroprawicę, powoli dołącza do listy państw europejskich, w których coraz większą rolę zaczynają odgrywać eurosceptyczne, radykalne formacje.
Dowodem na to był triumf w pierwszej turze wyborów prezydenckich 62-letniego Călina Georgescu, byłego współpracownika i konsultanta organizacji międzynarodowych, eksperta od rolnictwa, który zdobył blisko 23 proc. głosów. Już wydarzenia z poprzedniej niedzieli przyjęto z niedowierzaniem, bo Georgescu, opowiadający się przeciwko unijnemu wsparciu Ukrainy i uznający członkostwo Rumunii w NATO za dyplomatyczną porażkę, nie był nawet wymieniany przez dłuższy czas w gronie faworytów. W drugiej turze, 8 grudnia, zmierzy się z byłą dziennikarką Eleną Lasconi, która zdobyła 19,17 proc. głosów, minimalnie wyprzedzając urzędującego premiera, socjaldemokratę Marcela Ciolacu.
Jon Allsop z „Columbia Journalism Review” zauważył w mijającym tygodniu, że nadmierne skupianie uwagi na samym Georgescu, którego poparcie wywindowała m.in. udana kampania na TiKToku, gdzie zyskał popularność u najmłodszych wyborców, jest błędem.