Klątwa Angeli
Klątwa Angeli. Wspomnienia Merkel więcej niż o niej mówią o przyczynach wielkiego kryzysu w Berlinie
Dwa wydarzenia zdominowały czołówki niemieckich gazet w ostatnich tygodniach. Ogłoszenie przedwczesnych wyborów do Bundestagu, które odbędą się 23 lutego. I publikacja długo oczekiwanych wspomnień Angeli Merkel w ubiegły wtorek, w Polsce nakładem wydawnictwa Znak.
Pozornie łączy je niewiele, poza koincydencją czasową. 16-letnia era Merkel to zamknięty w 2021 r. rozdział. Rząd jej następcy, socjaldemokraty Olafa Scholza, rozpadł się w dniu wyboru Donalda Trumpa na prezydenta USA, w wyniku konfliktu o budżet i rozbieżnych interesów trzech partii koalicyjnych: SPD, Zielonych i liberałów. Ale patrząc na politykę niemiecką nie przez pryzmat doraźnych swarów, lecz kształtujących ją procesów, obecny kryzys rządowy można uznać za późną klątwę Merkel.
Wraz z rozpadem tzw. koalicji świateł ulicznych (od barw partyjnych koalicjantów) Niemcy wkraczają w fazę turbulencji, w której ukute przez Scholza po wybuchu wojny w Ukrainie pojęcie Zeitenwende (punkt zwrotny) zmienia znaczenie. Dotąd kojarzono z nim większe wydatki na wojsko i odwrót od specjalnych relacji z Rosją. Ale trzy lata po odejściu Merkel widać, że chodzi o coś znacznie poważniejszego.
Polityczno-gospodarczy model państwa niemieckiego, który zapewnił temu krajowi niezwykły sukces w ubiegłych dziesięcioleciach, chwieje się w posadach. Wzrost gospodarczy jest mizerny, partie populistyczne rosną w siłę, Volkswagen – przez lata wizytówka potęgi niemieckiej gospodarki – po raz pierwszy w historii chce zamykać zakłady w Niemczech, a spóźniające się nagminnie niemieckie pociągi urosły do rangi symbolu zapóźnienia infrastrukturalnego i technologicznego.
Przez 16 lat Merkel była kanclerzem obrony status quo. Mamusią, jak ją nazywano, która czuwała nad tym, by społeczeństwo mogło się cieszyć wypracowanym dobrobytem i nie myśleć o przyszłości.