Rozważni i niebezpieczni
Rozważni i niebezpieczni: osobliwa ekipa Trumpa do spraw międzynarodowych. Mamy się bać?
„Trump to wulgarny oszust i hochsztapler” – mówił o nim senator z Florydy Marco Rubio. To było jeszcze w 2016 r., gdy obaj ubiegali się o republikańską nominację prezydencką. Po wygranych przez miliardera prawyborach Rubio poparł jednak zwycięzcę, który wybaczył mu zniewagę. Jak wszystkim krytykom, którzy „ucałowali pierścień Dona” i przeszli do jego obozu.
W pierwszej kadencji w Białym Domu Trump wysłuchiwał rad senatora w sprawach międzynarodowych. A w czasie tegorocznej kampanii wpisał go na krótką listę kandydatów na stanowisko wiceprezydenta. Co prawda Rubio nim nie został, ale po wygranej 5 listopada Trump zapowiedział, że będzie jego sekretarzem stanu. To czwarta osoba w hierarchii władzy w Ameryce i tradycyjnie współarchitekt, wraz z prezydentem, amerykańskiej polityki zagranicznej. Tradycyjnie, bo z Trumpem nic nie wiadomo.
Nominacja Rubio, a także kongresmena Michaela Waltza na doradcę prezydenta ds. bezpieczeństwa narodowego była miłym zaskoczeniem. Mogło być gorzej, wzdychali z ulgą eksperci. Obaj nominaci to Republikanie „mainstreamowi”, jastrzębie w kwestiach międzynarodowych, zwolennicy zaangażowania USA na świecie, jeśli trzeba, z użyciem siły i razem z sojusznikami. Różnią się tym od prezydenta elekta i otaczających go postaci ze szkoły America First, współczesnej odmiany amerykańskiego izolacjonizmu. Niektórzy z nich sarkali nawet na nominowanie Rubio, sugerując, że wódz nie powinien mu ufać.
Podejrzane jest dla nich choćby to, że senator zbiera pochwały nie tylko z własnej partii – komplementują go także Demokraci. „Rubio ma ogromne kwalifikacje na powierzone mu stanowisko” – powiedział demokratyczny senator elekt z Kalifornii Adam Schiff, promotor impeachmentu Trumpa.