Zawieszenie broni między Izraelem a Hezbollahem. Sukces? W regionie wrze, jesteśmy na miejscu
O godz. 4 nad ranem w środę (3 polskiego czasu) weszło w życie zawieszenie broni wynegocjowane między Izraelem a Libanem, przerywające konflikt toczony od 14 miesięcy. Siły izraelskie mają się wycofać w ciągu 60 dni, a całość będą nadzorować USA (prócz Ameryki, Izraela i Libanu w mechanizm włączy się Francja), by zagwarantować szybkie porozumienie i natychmiastową odpowiedź, gdyby nie było przestrzegane. Izrael zapewnił sobie prawo do obrony, jeśli Hezbollah złamie warunki umowy.
W pierwszych godzinach na północy było spokojnie, chociaż syreny zawyły w miejscowości Sufa przy granicy ze Strefą Gazy. Ostatnie dni były nerwowe; alarmy zawyły w ewakuowanych miejscowościach w pasie 5 km przy granicy z Libanem, ale i w oddalonych od niej dużych miastach, jak Naharijja, Akko czy Hajfa.
Rakiety w mieście duchów
W Kirjat Szemonie pozostało 2 tys. osób z 25 tys. mieszkańców. Boją się, że porozumienie to gra na zwłokę. – Powinniśmy walczyć do końca, końca Hezbollahu oczywiście. Jeśli pozwolimy mu przetrwać, nigdy nie zaznamy spokoju – mówi Sachrat, właściciel jednego z kilku otwartych sklepów spożywczych. Obawy podzielają władze miasta: – Nie martwię się o samo porozumienie, ale o dzień po – przyznaje wiceburmistrz Jehuda Chaim. Po drugiej wojnie libańskiej słynna rezolucja 1701, nakazująca odwrót oddziałów Hezbollahu z położonej 40 km od granicy rzeki Litani, w praktyce była nieważna. Miały tu stacjonować wyłącznie wojska libańskie, a porozumienia strzec siły międzynarodowe. Ale Hezbollah się tu umościł, ani rząd, ani wojska UNIFIL nie umiały temu zapobiec.