AGATA CZARNACKA: Od publikacji książki „O mężczyznach, którzy nienawidzą kobiet” minęły cztery lata i jedna pandemia. Czy coś się zmieniło? A może niewiele?
LAURA BATES: Niestety moja książka wciąż wydaje się bardzo potrzebna. I przykro mi, że choć rozmawiamy o tym już od dawna i w tych rozmowach jesteśmy na zupełnie innym etapie, to na poziomie regulacji i działań instytucjonalnych niewiele się zmienia. Jestem sfrustrowana, bo w wielu przypadkach reakcje są wciąż nieadekwatne. Już po publikacji mojej książki w Wielkiej Brytanii miało miejsce masowe zabójstwo, największe od dekady. Strzelał Jake Davidson, o którym wiemy, że był głęboko zaangażowany w kulturę incelską, wyszukiwał w internecie treści o incelach mordercach, takich jak Elliot Rodger. Władzom wystarczył jeden dzień, żeby ogłosić, że nie był to atak terrorystyczny i nie miał związku z żadnym ekstremizmem. Ciągle popełniamy te same błędy.
W 2016 r. w Polsce zaczęły się masowe protesty kobiece. Chodziło w nich również o to, że kobiety żyją w ciągłym strachu. Boją się w domu i na ulicy, boją się na randce, boją się zajść w ciążę i boją się porodu, boją się w pracy i utraty pracy… Twoja książka nie opowiada o kobiecym strachu, ale sporo mówi o technikach siania tego strachu.
Tak, ekstremalna mizoginia, o której piszę, sprawia, że ten strach jest uzasadniony. Mamy rację, że się boimy, także dlatego, że internet i media społecznościowe pozwalają bardzo skutecznie szerzyć skrajne mizoginiczne przekonania, przez co są coraz powszechniejsze. Jestem przekonana, że ma to realny wpływ na bezpieczeństwo kobiet, na nasze miejsca pracy, nasze szkoły, nasze doświadczenia online. To nie jest teoretyczne ryzyko.