Syjon nad Balatonem
Jak Orbán został uczniem Netanjahu. Jeden z największych fenomenów w polityce ostatnich lat
Jednym z najbardziej zaskakujących fenomenów politycznych ostatnich lat jest alians przywódców Węgier i Izraela, Viktora Orbána i Beniamina Netanjahu. Ci dwaj politycy stali się wzorem do naśladowania dla europejskiej skrajnej prawicy i amerykańskich Republikanów. A ich znaczenie jeszcze wzrosło po zwycięstwie wyborczym Donalda Trumpa.
Orbán i Netanjahu są najbliższymi sojusznikami prezydenta elekta USA. Podobnie jak on nie liczą się z międzynarodową opinią publiczną, mają za nic Unię Europejską, uważają NATO za relikt zimnej wojny. A największe europejskie państwa: Wielką Brytanię, Francję i Niemcy – za multietniczne kolosy na glinianych nogach. George Soros jest dla nich śmiertelnym wrogiem, sponsorem masowych migracji, które uważają za największe zagrożenie. Władimir Putin zaś partnerem, z którym należy rozmawiać o przyszłości Ukrainy i Bliskiego Wschodu. Europa Środkowa, będąca od dekad buforem i klientem Zachodu, ma być nowym punktem ciężkości Starego Kontynentu, a Budapeszt – jego symboliczną stolicą.
Jak to możliwe, że przywódca węgierskiej prawicy, która przecież nie rozliczyła się z niechlubnych tradycji antysemickich i współudziału w zagładzie Żydów, stał się najbliższym partnerem polityka będącego ideologicznym spadkobiercą syjonizmu?
Niezatapialny Netanjahu
Orbán jest uczniem Netanjahu, a ideologia jego partii Fidesz produktem wieloletniego procesu wychowawczego, w którym premier Izraela odegrał rolę mentora. Podobieństwa ideologiczne są skutkiem, nie zaś przyczyną zbliżenia tych polityków. To Netanjahu wiele lat temu wprowadził Orbána na republikańskie salony w USA; to on polecił mu speców od marketingu politycznego, którzy wymyślili zwycięską strategię wyborczą Fideszu w 2010 r. i kolejne.