993. dzień wojny. Jak tani dron ustrzelił drogi śmigłowiec? Rosjanie wyszli w przestrzeń operacyjną
Rosjanie wysadzili tamę na niedużym sztucznym zbiorniku pod Kurachowe. Wywołali falę powodziową, która posuwa się wzdłuż rzeki Wowcza, płynącej meandrami w ogólnym kierunku na zachód do Dniepru. Sytuacja się tutaj mocno pogorszyła. Walki trwają już w samym Kurachowe, ukraińskie wojska z 33. Brygady Zmechanizowanej i 46. Brygady Aeromobilnej bronią się w pobliżu szkoły nr 3. Najgorsze, że za miastem nie ma żadnych umocnień albo są tak dobrze zamaskowane, że nie widać ich na zdjęciach satelitarnych. Raczej to pierwsze, bo nie ma też śladów budowy. Tempo natarcia tutaj przyspieszyło. Mamy obawy, że Rosjanie pierwszy raz od lata 2022 r. wyszli w przestrzeń operacyjną.
Co to oznacza? Że bardzo ciężko byłoby ich zatrzymać, gdyby silniej uderzyli. Z jakichś względów jednak tego nie robią. Jeśli nawet powstaje dziura w ukraińskim ugrupowaniu – w tym wypadku chodzi po prostu o słabszy punkt bez umocnień za plecami – Rosjanie nie wciskają w nią masy czołgów i 5–10 tys. piechurów na pojazdach pancernych. Czyżby nie mieli tylu pod ręką? Czy pojazdy są rozrzucone wzdłuż frontu długiego na setki kilometrów? Może nie da się pościągać ich w jedno miejsce, bo są zaangażowane w codzienne walki? A może Rosjanie po prostu nie zamierzają prowadzić głębokich operacji z dużym rozmachem. Wszystko się zapewne wyjaśni, gdy obrona zacznie pękać.
Rosyjski bloger Kiriłł Fiedorow napisał, że śmigłowiec szturmowy Kamow Ka-52 Aligator 7 listopada padł ofiarą drona FPV, używanego do ataków na obiekty pola walki.