Jeszcze niedawno słowo „asymilacja” uważano tu za przejaw wstecznictwa. Z tego powodu raczej nie ingerowano w życie rodzinne uchodźców i imigrantów z odległych stron świata. Mieli prawo do zachowania swojej egzotyczności. W 2015 r., w trakcie kryzysu uchodźczego, gminnym urzędnikom zdarzało się umieszczać w mieszkaniach dla małżeństw także takie, w których żona była dziewczynką. Zakaz uznawania przyjezdnych małżeństw, w których jedna osoba jest jeszcze dzieckiem, wprowadzono dopiero w 2020 r. Wcześniej na poważnie sugerowano, że być może to mniejsze zło, bo starszy mąż zapewnia młodej uchodźczyni jakąś namiastkę bezpieczeństwa.
Tajemnicę poliszynela stanowi fakt, że wielożeństwo jest tu niby zakazane, ale przecież i tak czasem praktykowane, zresztą prawo robi wyjątek dla osób pozostających w związkach małżeńskich z kilkoma osobami, jeśli zawarto je poza Szwecją. W 2017 r. głośno było o tym, że gmina Nacka przydzieliła aż trzy mieszkania syryjskiej rodzinie składającej się z męża, trzech żon i szesnaściorga dzieci.
Dziś Szwecja, rządzona przez centroprawicowy rząd wspierany w parlamencie przez antyimigranckich Szwedzkich Demokratów, popada w kolejną skrajność. Teraz wszystkie problemy kraju tłumaczy się nadmiarem imigrantów i brakiem ich asymilacji. Z tej przyczyny rząd wprowadza radykalne przepisy, których celem jest uczynienie wszystkich ludzi takimi samymi jak Szwedzi. Prawem takim będzie zakaz małżeństw między kuzynami oraz osobami spokrewnionymi. Ma wejść w życie w 2026 r. Celem jest przeciwdziałanie negatywnym konsekwencjom społecznym i genetycznym małżeństw zawieranych w rodzinie.
Podobne prawo uchwalono latem w Norwegii. Krytycy przypominają, że zakaz małżeństw kuzynów obowiązywał w Szwecji od czasów średniowiecza i został zniesiony w 1844 r.