Prezydent Mokgweetsi Masisi ogłosił rezygnację i zapowiedział pomoc w przekazaniu władzy, co nie jest typowe. Nietypowa jest zresztą sama, licząca 2,7 mln ludności, Botswana – obdarzona złożami diamentów (na fot. Masisi z 2492-karatowym okazem) zbudowała na tym fundamencie stabilną demokrację. Trójka tegorocznych noblistów z ekonomii głosząca, że podstawą postępu i dobrobytu państw jest jakość instytucji, stawiała ten kraj za wzór.
Ale nawet diamenty nie świecą wiecznie. Wzrost produkcji syntetycznych odpowiedników sprawił, że w ciągu dwóch lat potaniały o jedną trzecią, a to przecież 80 proc. botswańskiego eksportu i jedna czwarta PKB. Pandemia z kolei ucięła dochody z turystyki w stylu safari. Bezrobocie przekroczyło 30 proc., a nierówności społeczne należą do największych na świecie. Doszło też do wojny na górze – poprzedni prezydent oskarżył obecnego o zapędy dyktatorskie i próby otrucia. Sielanka się skończyła.
Głową państwa zwyczajowo zostaje lider największej partii, czyli teraz będzie to Duma Boko z Parasola dla Demokratycznych Zmian (UDC), prawnik po Harvardzie. Pod hasłem „Botswana First” ogłosił, że w ciągu pięciu lat utworzy 500 tys. miejsc pracy i zerwie z diamentową monokulturą i uzależnieniem. Musi jednak liczyć się z tym, że wyborcy wyraźnie stracili cierpliwość. Długo nie będą czekać na zmiany.