Czas Latynosek
Czas Latynosek, kobiet w świecie macho. Te kraje przeżywają paradoks. A nawet szok
Claudia Sheinbaum, pierwsza w historii prezydentka Meksyku, ogłosiła w dniu swego zaprzysiężenia 1 października, że „nadszedł czas na transformację” – „czas dla kobiet”. Objęcie przez nią władzy budzi ogromne nadzieje milionów, szczególnie tych Meksykanek, które od lat są zaangażowane w walkę z kulturą maczyzmu.
Nadziei tych nie podkopuje nawet fakt, że między Sheinbaum a ruchami feministycznymi zawsze było pewne napięcie. Nowa prezydentka, jeszcze jako burmistrzyni stolicy, dystansowała się nieraz od feministycznych postulatów i krytyki pod adresem lewicowego rządu swojego poprzednika Andrésa Manuela Lópeza Obradora (AMLO). Powtarzała za nim, że feministki z klas średnich i wyższych przejmują język neoliberalnych krytyków (a więc są z dala od lewicowo-progresywnych zmian), a ona, Sheinbaum, broni przede wszystkim kobiet z ludu. Teraz jako głowa państwa Sheinbaum ma szansę wyjść z cienia swojego mentora i przemówić własnym głosem, nie idąc na kompromisy z poglądami 70-letniego mężczyzny, którego uformowały czasy patriarchatu.
Kobiety stanowią 52 proc. ludności 125-milionowego Meksyku. A wyrównanie ich szans w miejscu pracy, na rynku, w przestrzeni publicznej i w domu to jedno z największych wyzwań stojących przed prezydentką. Nierówności płci przenikają niemal wszystkie sfery życia: dostęp do edukacji, służby zdrowia, rynek pracy, wysokość wynagrodzeń. Kobietom zwłaszcza ubogim, o niskim poziomie wykształcenia i bez środków, jeszcze trudniej bronić się przed wszechobecną w Meksyku przemocą – fizyczną i symboliczną.
W rządzie Sheinbaum zostanie po raz pierwszy utworzone ministerstwo ds. kobiet (takie instytucje istnieją już na szczeblu lokalnym). To krok nie tylko o charakterze symbolicznym, choć i symbole, zwłaszcza gdy chodzi o takie kwestie, jak uznanie i godność, mają znaczenie.