Świat

Ameryka wybiera: Kamala Harris czy Donald Trump. Kolejne stany liczą głosy

Kamala Harris i Donald Trump Kamala Harris i Donald Trump KŻ / •
Donald Trump zagłosował i robił dobrą minę, choć nikt nie wie, do jakiej gry. Demokraci też pokazują pewność wygranej. Kamala Harris nazwała trwające wybory „punktem zwrotnym” w historii USA.

Trwa liczenie głosów z dwóch kluczowych wahających się stanów: Michigan i Pensylwanii. A także Nevadzie, której lokale zamknęły się o godz. 4 naszego czasu.

O godz. 1 czasu polskiego zamknięte zostały lokale wyborcze w pierwszych stanach – Georgii, Indianie, Kentucky, Południowej Karolinie, Vermont oraz Wirginii. Pół godziny później – Karolinie Północnej, Ohio i Zachodniej Wirginii. Według amerykańskich mediów Trump wygrywa w Kentucky, Indianie i Virginii Zachodniej, a Harris w Vermont. Do tej pory bez zaskoczenia, ale trwa liczenie głosów w dwóch stanach, które mogą zdecydować o tych wyborach – Georgii i Karolinie Północnej. Jak na razie w obu stanach na prowadzeniu jest Trump.

NBC News przygotowało sondaż exit poll, z którego dowiadujemy się, że najważniejszymi kwestiami dla amerykańskich wyborców są demokracja (35 proc. wyborców) i stan gospodarki (31 proc.). Na dalszych miejscach znalazły się: aborcja (14 proc.), imigracja (11 proc.) i polityka zagraniczna (4 proc.). Wyborcy Kamali Harris za najważniejsze uważali kwestie demokracji i aborcji. Zaś Donalda Trumpa gospodarki i imigracji.

53 proc. głosujących to kobiety (przed czterema laty było to 52 proc.). 71 proc. wyborców było białych, zaś 11 proc. to osoby czarnoskóre.

Dowiedzieliśmy się też, że większość Amerykanów jest złych lub niezadowolonych z kierunku, w którym zmierza ich kraj.

Trump grzmi o „masowym oszustwie”

„Jennifer, cześć, tu Kamala Harris. Czy już głosowałaś?” – zapytała przez słuchawkę kandydatka na prezydentkę, zatrzymawszy się w siedzibie Demokratycznego Komitetu Narodowego w Waszyngtonie, gdzie trwa telefoniczna akcja mobilizowania do wzięcia udziału w wyborach. „O Boże, czy mogę zagłosować teraz?” – odpowiedziała jej kobieta. Później Harris rozmawiała z jej 8-letnią córką. „Już nie mogę się doczekać, aż będziesz starsza o 10 lat” – zażartowała.

Tymczasem Donald Trump przygotowuje się na ewentualną przegraną. „Wiele mówi się o masowym OSZUSTWIE w Filadelfii. Będziemy egzekwować prawo!!!” – napisał na platformie Truth Social, nie podając szczegółów. Przypomnijmy, że Pensylwania, w której leży Filadelfia jest jednym z wahających się stanów, który może zadecydować o tym, kto zostanie prezydentem.

„Donald Trump powiedział, że prawdopodobnie będzie to jego ostatnia kampania, niezależnie od wyniku wyborów” – relacjonuje „The New York Times”.

Trump do dziennikarki: Po prostu przestań o tym mówić

Jako pierwsza w Ameryce tradycyjnie zagłosowała wioska Dixville Notch w stanie New Hampshire. Wszystkich sześcioro mieszkańców oddało głosy tuż po północy lokalnego czasu. Chwilę później ogłoszono wyniki. Głosy rozłożyły się po równo dla obojga kandydatów – 3:3. Przypomnijmy, że w USA nie obowiązuje cisza wyborcza.

Donald Trump głosował na Florydzie. Po wyjściu robił dobrą minę, choć nikt nie wie, do jakiej gry. „Słyszałem, że radzimy sobie bardzo dobrze w Georgii. Słyszę, że radzimy sobie dobrze wszędzie. Mogę później żałować tej wypowiedzi, ale słyszę, że jest bardzo dobrze” – powiedział kandydat Republikanów. Mina mu zrzedła, gdy został zapytany przez dziennikarkę, jak zagłosował w stanowym referendum nad zniesieniem zakazu aborcji po szóstym tygodniu ciąży i wpisaniem prawa do aborcji do stanowej konstytucji. Unikał odpowiedzi, a dopytywany, polecił reporterce, by „po prostu przestała o tym mówić”. Wielu polityków z jego najbliższego otoczenia apelowało do wyborców, aby zostali w kolejkach, nie zniechęcali się i zagłosowali.

Demokraci też pokazują pewność wygranej, zwłaszcza że – jak pisały zachodnie media – Kamala Harris po spadku notowań na ostatniej prostej odzyskała formę i znów zdobywała przewagę. Jej zwolenników mocno podbudował też sondaż prestiżowej pracowni w stanie Iowa, który wykazał tam zdecydowaną przewagę Demokratki, mimo że wcześniej stan był uważany za zdecydowanie „przynależny” Trumpowi.

„Zachęcam wszystkich do wyjścia z domu i wzięcia udziału w głosowaniu”, mówiła we wtorek Harris w jednej ze stacji radiowych z Georgii. Wybory nazwała „punktem zwrotnym” w historii USA. A na X (należącym do wspierającego Trumpa Elona Maska) zachęcała: „Nadszedł dzień wyborów. Dziś głosujemy, ponieważ kochamy nasz kraj i wierzymy w obietnicę Ameryki. Spraw, aby Twój głos był słyszany”.

Wybory w USA: tłumy wyborców

Wieczór wyborczy kandydata Republikanów odbędzie się w jego kurorcie Mar-a-Lago na Florydzie, gdzie wspólnie z rodziną śledzi pierwsze sondaże i wyniki. Kamala Harris wieczór wyborczy zacznie od rodzinnej kolacji, a następnie poprowadzi imprezę na Uniwersytecie Howarda w Waszyngtonie, macierzystej uczelni, w której studiowała politologię i ekonomię.

Zdarzają się incydenty. Policja zatrzymała mężczyznę próbującego wejść do Kapitolu z pochodnią i rakietnicą. Mundurowi poinformowali, że było od niego czuć benzyną. Został zatrzymany przy wejściu do centrum dla zwiedzających, gdzie rozpoczynają się wycieczki po Kapitolu. Centrum zostało zamknięte dla zwiedzających na czas śledztwa.

Federalne Biuro Śledcze (FBI) podało, że w kilku stanach odnotowano groźby pochodzące z rosyjskich domen mailowych. Żadne z nich nie zostało dotychczas uznane za wiarygodne. W hrabstwie Fulton pod Atlantą tymczasowo zamknięto dwa lokale wyborcze z powodu gróźb bombowych. Za groźbami, zdaniem sekretarza stanu w Georgii Brada Raffenspergera, stała Rosja. Komunikaty, mimo znikomej wiarygodności, wymagały sprawdzenia. Głosowanie w tych lokalach może zostać wydłużone.

Z wielu rejonów USA płyną relacje, że przed lokalami ustawiają się tłumy wyborców. Także dlatego są to wybory, których wynik do samego końca nie będzie pewny. A poprzedzała je półtoraroczna kampania uznawana za jedną z najbrudniejszych w historii kraju. „Zamiast sensownej debaty o przyszłości kraju powtarzano tylko stare slogany. Obie strony oskarżały się o faszyzm i szerzenie nienawiści. Donald Trump, który obiecał masową deportację kilkunastu milionów nielegalnych imigrantów, o kilka centymetrów uniknął śmierci od kuli zamachowca. Jeśli ktoś liczył, że to wywoła otrzeźwienie i refleksję, grubo się pomylił. Politycy po obu stronach nadal odgrywali ryzykowny teatr, który napędzał prawdziwy, a nie teatralny, radykalizm wyborców” – pisze w najnowszej „Polityce” Mariusz Zawadzki.

Kamala HarrisKŻ/•Kamala Harris

Harris czy Trump. Zdecydują swinging states

Choć korespondencyjnie amerykańskie wybory trwają już od jakiegoś czasu (w tym roku oddano pocztą już 75 mln głosów), to – tradycyjnie – we wtorek ok. godz. 13 polskiego czasu w pierwszych stanach otworzyły się lokale wyborcze.

W idealnym scenariuszu mniej więcej od północy naszego czasu będziemy poznawać wstępne wyniki wyborów w kolejnych stanach po zamknięciu lokali. Najpierw zapewne w Indianie i Kentucky. Potem w Georgii, Karolinie Południowej, Vermont i Virginii. Po 1:30 – w Karolinie Północnej, Ohio i Wirginii Zachodniej. I tak dalej przez całą noc. Aż do poranka polskiego czasu, gdy skończy głosować Alaska.

Ten scenariusz jest jednak tak niepewny jak wynik wyborów. Równie dobrze możemy czekać na wyniki znacznie, znacznie dłużej. Bo tak naprawdę raptem kilka stanów zdecyduje, kto będzie następnym prezydentem USA. W nich sondaże do końca nie dawały przewagi ani Harris, ani Trumpowi. Winny tej sytuacji jest system wyborczy, który co cztery lata – jak pisał w „Polityce” nasz waszyngtoński korespondent Tomasz Zalewski – zmienia demokrację USA w trójwymiarowe szachy.

Jak to działa? W USA uprawnionych do głosowania jest 244 mln obywateli. Przy czym głowy państwa nie wybierają Amerykanie bezpośrednio jako naród, ale jako mieszkańcy 50 stanów i Dystryktu Kolumbii. Innymi słowy, odbywa się po prostu 51 równoległych stanowych głosowań. Który obóz zdobędzie więcej głosów w danym stanie, bierze wszystkie głosy elektorów mu przypisanych (niektóre mają ich kilkadziesiąt, inne tylko kilka). Kto zdobędzie 270 głosów elektorskich, ten zostaje gospodarzem w Białym Domu.

W przeważającej większości stanów dominacja kandydata Republikanów nad kandydatem Demokratów – lub odwrotnie – jest zdecydowana i wynik tam wydaje się pewny. Kandydaci przestali więc prowadzić w nich kampanię, oszczędzając siły i środki na kilkanaście lub kilka stanów, gdzie proporcje są z grubsza wyrównane. To właśnie stany „wahające się”, czyli swingujące, zwane „polami bitwy”. Jest ich siedem: Pensylwania, Michigan, Wisconsin, Karolina Północna, Georgia, Arizona i Nevada. Do niedawna szanse kandydatów wahały się do końca także w Ohio i na Florydzie, wielkich stanach, które Trumpowi udało się przeciągnąć na swoją stronę i teraz uchodzą za niezawodnie republikańskie. Arizona i Georgia jeszcze 15–20 lat temu były bastionem prawicy, ale i to się zmieniło – dziś oba stany się wahają.

Czytaj też: Gdzie zdecyduje się wynik wyborów? Wyjaśnia korespondent „Polityki” Tomasz Zalewski

Donald TrumpKŻ/•Donald Trump

Niedoszacowany Trump, przeszacowana Harris?

Ostatnie przedwyborcze sondaże były niekonkluzywne. Według narzędzia portalu fivethirtyeight.com i telewizji ABC Harris w skali kraju prowadziła 47,9 proc. do 47 proc. Ale więcej głosów nie musi się przełożyć na więcej wygranych stanów. Boleśnie przekonała się o tym także Hillary Clinton w 2016 r., która wygrała wśród Amerykanów, ale przegrała wśród elektorów. Gdyby Harris została prezydentką i pokonała Trumpa w liczbach bezwzględnych, byłoby to zwycięstwo z mocną legitymizacją. Demokraci wygrywali wśród obywateli, ogólnie patrząc, siedem z ostatnich ośmiu razy, ale nie zawsze zdobywali dość głosów elektorskich, by wejść do Białego Domu.

Wygrana kogokolwiek o włos skomplikuje całą procedurę. Zdarzyło się tak w 2000 r., kiedy Al Gore i George W. Bush szli równo pod względem zdobywanych głosów elektorskich i wyścig miał się rozstrzygnąć na Florydzie. Bush dostał tam 537 więcej głosów bezpośrednich (na ponad 5 mln ogółem oddanych), Gore zażądał ponownego przeliczenia i dopiero Sąd Najwyższy, nakazując przerwanie liczenia, zdecydował o wygranej Busha.

Spory będą rozstrzygać właśnie sądy, w kluczowych stanach swingujących „Pasa Rdzy” (Pensylwania, Michigan, Wisconsin) obsadzone w większości przez liberalnych strażników demokracji. Trump jednak – jeśli to on będzie kontestował wynik – odwoła się zapewne do Sądu Najwyższego, licząc, że ten zdominowany przez konserwatystów sąd okaże się mu równie przychylny jak wcześniej w tym roku, gdy orzekł, że prezydent ma immunitet od odpowiedzialności karnej za swoje poczynania w Białym Domu.

Zwłoka może spowodować niedotrzymanie istotnego terminu – 20 stycznia – kiedy w Białym Domu ma się zmienić lokator. Jeśli żadne z dwojga kandydatów nie zdobędzie wymaganego minimum 270 głosów elektorskich, o obsadzeniu najwyższego urzędu zdecyduje Izba Reprezentantów, a o wyborze wiceprezydenta – Senat.

Wybory w USA: inne głosowania

Oprócz wyścigu prezydenckiego w USA odbywa się mnóstwo innych głosowań. Amerykanie wybierają 5807 członków legislatur stanowych, decydujących o kwestiach podatkowych, edukacyjnych, coraz częściej też o prawie do aborcji itd. 371 miast wybiera burmistrzów, ponad 2 tys. – prokuratorów i szeryfów. Do obsadzenia są też 82 miejsca w sądach najwyższych.

Wyniki zdecydowanej większości tych wyścigów poznamy szybko. Tego najważniejszego – najpewniej nie. Tylko w przypadku zdecydowanego zwycięstwa jednej ze stron jest to prawdopodobne. Przy rezultacie „na żyletki”, czyli takich, jakich należy się spodziewać, walka o uznanie czy zakwestionowanie głosów w poszczególnych stanach może potrwać długo.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Świat

Ukraina przegrywa wojnę na trzech frontach, czwarty nadchodzi. Jak długo tak się jeszcze da

Sytuacja Ukrainy przed trzecią zimą wojny rysuje się znacznie gorzej niż przed pierwszą i drugą. Na porażki w obronie przed napierającą Rosją nakłada się brak zdecydowania Zachodu.

Marek Świerczyński, Polityka Insight
04.11.2024
Reklama