Wybory w USA. Przyglądamy się silnym ludziom u Harris i Trumpa. Świat będzie czekał na te nominacje
Ekipa Joe Bidena skończy urzędowanie w południe 20 stycznia 2025 r. Ceremonia na schodach Kapitolu, kawalkada do Białego Domu, mniej czy bardziej kurtuazyjne przekazanie obowiązków – i tak 46. prezydent USA odejdzie do historii. Nastanie 47., a wraz z nim nowa „administracja”, jak mówi się o rządzie federalnym, na którego czele stoi prezydent.
Najistotniejszą jej częścią, poza wiceprezydentem i urzędnikami otaczającymi głowę państwa, jest gabinet 15 sekretarzy kierujących departamentami. W gabinecie z kolei za najważniejsze uchodzą stanowiska sekretarza stanu, skarbu i obrony, a także – mającego osobną pozycję – prokuratora generalnego. Znaczenie w hierarchii odzwierciedla nie tylko tradycja i zwyczaj, ale miejsce w tzw. linii sukcesji, czyli ustawowej kolejności przejmowania władzy, gdyby prezydent nie był zdolny do rządzenia. Po wiceprezydencie i przewodniczących izb Kongresu kolejne trzy miejsca zajmują właśnie sekretarze stanu, skarbu i obrony.
Czy 20 stycznia po południu czasu waszyngtońskiego w Białym Domu rozgości się Kamala Harris czy Donald Trump, tego nie wiemy. Zwyczaj amerykańskiej polityki nakazuje rezygnację w tym dniu powołanych przez poprzednika sekretarzy. Szefem dyplomacji przestanie być Anthony Blinken, a sekretarzem obrony Lloyd Austin. Oczywiście minie też czas prezydenckiego doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego Jake’a Sullivana.