Hrycak o Wołyniu: Żadna strona nie jest gotowa. Ukraina nie może grać na dwa fronty
Daryna Bazylevycz została zabita wraz z dwiema siostrami i matką przez rosyjski pocisk rakietowy w nocy 4 września we Lwowie. Była studentką Ukraińskiego Uniwersytetu Katolickiego. Jeden z pracowników uniwersytetu znalazł i wysłał mi nasze wspólne zdjęcie, na którym przytulam ją do ramienia po wykładzie, a ona trzyma moją książkę „Ukraina. Wyrwać się z przeszłości”. Nie będę opisywał tego, co czułem – słowa są bezsilne, a moje talenty skromne. Ale jedna myśl wciąż krążyła mi po głowie: niczego nie przezwyciężyliśmy, przeszłość wraca i znów zabija wszystkich, nawet dzieci.
Tego samego dnia zadzwonił do mnie polski korespondent „Newsweeka” z prośbą o skomentowanie ostatniej awantury wokół Wołynia. Odmówiłem jednak, mówiąc, że po śmierci Daryny nie widzę sensu w rozmowach na ten temat. Mój rozmówca był przychylny, ale zacytował moją odpowiedź w swoim artykule. W efekcie polski czytelnik napisał list, że nie mam prawa milczeć w tak ważnej sprawie, bo ofiary Lwowa w 2024 r. są nieporównywalne z ofiarami Wołynia w 1943.
To niejedyna bzdura wypowiedziana w czasie polsko-ukraińskich sporów o Wołyń.
Czytaj też: Wołyń bez optymizmu. Gestów pojednania nie będzie
Dyplomatyczna kompromitacja
W 2017 r. biskup lwowski Mieczysław Mokrzycki powiedział, że ówczesna wojna w Donbasie była „znakiem od Boga”, że „naród ukraiński nadal ponosi grzech ludobójstwa”. Mokrzycki był niegdyś prywatnym sekretarzem Jana Pawła II. Najwyraźniej Duch Święty nie zstępuje automatycznie z papieża na jego sekretarza: nie sposób wyobrazić sobie polskiego papieża mówiącego coś takiego.