973. dzień wojny. Koreańczycy już tu są. Rosja gra va banque, Ukrainie grozi „syndrom gruziński”
Straty Rosjan utrzymują się na relatywnie wysokim poziomie, co świadczy o intensywności działań. Ostatniej doby zginęło lub odniosło rany 1460 żołnierzy. Stracili dziewięć czołgów, 30 innych pojazdów pancernych, 51 dział artylerii polowej i moździerzy, aż 106 pojazdów nieopancerzonych. Rekord padł dzień wcześniej – aż 1710 Rosjan zabitych lub rannych, 24 zniszczone czołgi, 64 inne pojazdy pancerne. To musi boleć, gdy jednego dnia tracą miesięczną produkcję przemysłu zbrojeniowego. Oczywiście informacje Sztabu Generalnego Ukrainy należy traktować z dystansem.
We Francji i Włoszech organizacja Sosdonbass.org, tj. „aktywiści pokojowi z Donieckiej i Ługańskiej Republiki Ludowej, a obecnie z Rosji”, czyli rosyjskie służby specjalne, mówiąc otwarcie, prowadzi kampanię pod hasłem „Rosja nie jest moim wrogiem”. Na plakatach Francja i Rosja albo Włochy i Rosja podają sobie ręce. Chodzi o to, żeby dzielić. Zachodnia Europa ma oskarżać wschodnią o sianie paniki i niepotrzebnej wrogości. Ludzie bardzo łatwo się na to łapią.
Tymczasem według przewidywań gen. por. Kiryła Budanowa, szefa ukraińskiego wywiadu GUR, północnokoreańskie wojska już dziś mogą się pojawić w obwodzie kurskim. Przekonamy się prędko, co właściwie będą robić. Jeśli Rosjanie kierują Koreańczyków do obrony własnej ojczyzny, a sami w tym czasie kontynuują młóckę w Ukrainie, to widać, gdzie leżą ich priorytety – w Donbasie, nie pod Kurskiem.