Sinwar, który w sierpniu przejął tę funkcję po poprzedniku również zabitym przez Izraelczyków, przez cały rok miał się ukrywać na południu Strefy Gazy, głównie w podziemnych tunelach, jak twierdzi Izrael. Jego zabójstwo nie było jednak efektem złożonego planu, do czego ostatnio przyzwyczaili Izraelczycy (vide zabójstwo przywódcy Hezbollahu Hasana Nasrallaha), ale przypadku. Izraelski patrol w ruinach miasta Rafah natknął się na trzech ludzi z bronią. Po wymianie ognia jeden z nich, ranny, uciekł do pobliskiego budynku, który chwilę później został ostrzelany przez izraelski czołg. Izraelscy żołnierze dopiero dzień później weszli do tego budynku i zidentyfikowali ciało Sinwara.
Chwilę później zaczęła się wojna propagandowa. Izraelska armia opublikowała nagranie z drona, który po ataku czołgowym wleciał do uszkodzonego budynku i sfilmował śmiertelnie rannego Sinwara. Siedzi w fotelu, z twarzą zasłoniętą chustą, i próbuje kijem strącić dron. Izraelczycy pokazali również zdjęcia trupa z komentarzami w stylu „tak wygląda koniec tchórza” albo „szczur wyszedł z nory” itd. Propalestyńskie media natychmiast zrobiły z Sinwara „nowego Saladyna”, męczennika, który walczył do końca. W dodatku nie w tunelach, zasłaniając się izraelskimi zakładnikami, jak był prezentowany w izraelskich mediach, ale otwarcie, na powierzchni, z bronią w ręku.
Okoliczności zabójstwa Sinwara pokazują również, jaki problem ma armia izraelska z ostateczną pacyfikacją Stefy Gazy, gdzie wciąż ukrywają się bojownicy Hamasu. Zmusza to Izrael do nie zawsze skutecznych ataków, w których giną też przypadkowi cywile. Tak jak w sobotę, gdy w Beit Lahija śmierć poniosło – według źródeł palestyńskich – co najmniej 87 osób. W weekend izraelska armia wzmocniła również ataki na południowy Bejrut, czyli matecznik Hezbollahu, po tym jak ta finansowana przez Iran organizacja przy pomocy dronów zaatakowała rezydencję premiera Izraela w Cezarei (Beniamina Netanjahu nie było na miejscu).