Świat

Zełenski gra coraz ostrzej. Zaryzykował w chwili, gdy strategia Zachodu wchodzi w duży zakręt

Nawet najbardziej oddani sprawie ukraińskiej sprzymierzeńcy muszą szeroko otwierać oczy na ten zbiór „pobożnych życzeń” prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego. Nawet najbardziej oddani sprawie ukraińskiej sprzymierzeńcy muszą szeroko otwierać oczy na ten zbiór „pobożnych życzeń” prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego. Forum
Prezydent Ukrainy przekonuje, naciska i błaga o zaproszenie do NATO. Wie, że go nie dostanie. Za niecałe trzy tygodnie wszystko, co dziś mówi Biały Dom, może stać się nieaktualne lub zgoła niewykonalne. Wie to też Wołodymyr Zełenski, dlatego ostatnio tak mocno próbował.

To zabrzmiało niemal jak szantaż. „Albo Ukraina będzie w NATO, albo wejdzie w posiadanie broni atomowej” – miał powiedzieć Wołodymyr Zełenski Donaldowi Trumpowi w czasie ich wrześniowego spotkania w Nowym Jorku. Czy tak naprawdę było – nie wiemy. Ale zapewne nieprzypadkowo prezydent Ukrainy zdecydował się przytoczyć to wspomnienie w Brukseli, przy okazji szczytu i tuż przed spotkaniem Rady NATO–Ukraina.

Desperacja Zełenskiego

Zełenski to już wyrafinowany polityk światowego formatu i zna wagę zarówno słów, jak i momentu, w którym są wypowiadane. Nawet jeśli pozornie tylko zdradzał kulisy prywatnych rozmów z politykiem uznawanym za nieprzewidywalnego, to uderzył w najbardziej drażliwą strunę, jaka jeszcze została w rozpadającym się instrumencie europejskiego bezpieczeństwa. Europa, już i tak podenerwowana powtarzanymi groźbami nuklearnymi Władimira Putina i faktycznym poszerzeniem obszaru nuklearnego przez niedawne rozmieszczenie rosyjskiej broni na Białorusi, nie ma ochoty na jeszcze większe nerwy i dodatkowe poszerzanie tej strefy. Dlatego samo wspomnienie przez Zełenskiego możliwości odbudowy potencjału nuklearnego w Ukrainie mogło wywołać u europejskich (amerykańskich także) dyplomatów ciarki, a za zamkniętymi drzwiami nawet niewygodne pytania.

To, że Zełenski w ogóle o tym mówi, może być dowodem, w jak wielkiej desperacji się znalazł.

Przez ostatnie tygodnie w USA i Europie prezentował – w zamkniętej formule – swój „plan zwycięstwa”. I choć oszczędnie o nim mówił, reakcje i oceny, jakie przedostawały się do mediów, były dość jednoznaczne – brak entuzjazmu.

Reklama