Strach marzyć
Gruzja walczy o wszystko: Zachód albo „ruski mir”. To najważniejsze wybory od wielu lat
W Gruzji mówi się, że 26 października odbędzie się walka o wszystko. Rządzące od 12 lat Gruzińskie Marzenie stawia sprawę jasno – to wybór między wojną a pokojem. Opozycja nazywa te wybory referendum, w którym obywatele mają prosty wybór: Zachód albo Rosja. I to opozycja ma rację. Wygrana Gruzińskiego Marzenia na lata wepchnie kraj w objęcia ruskiego miru i zamknie przed nim drzwi do Europy.
Nie tak to miało wyglądać. W 2012 r. wybory wygrał Bidzina Iwaniszwili, gruziński miliarder, założyciel Gruzińskiego Marzenia, nieformalny „właściciel” i zarządca kraju. Odsunął wówczas od władzy znienawidzonego przez część społeczeństwa Micheila Saakaszwilego. I obiecał, że gruzińska demokracja zadziwi świat. Mówił o rozwoju, nowych miejscach pracy i europejskiej przyszłości. W 2014 r. rząd Gruzińskiego Marzenia podpisał z Unią Europejską umowę stowarzyszeniową, która pociągnęła za sobą liberalizację ruchu wizowego. I wreszcie na koniec 2023 r. Gruzja otrzymała status kandydata do UE. Warunkowo, ale jednak.
Gruzja balansuje
Stosunki z Zachodem zaczęły się psuć po wybuchu wojny w Ukrainie. Gruzja balansowała geopolitycznie. Oficjalnie nie nazywała wojny „wojną”, nie przyłączyła się do międzynarodowych sankcji antyrosyjskich, była przeciwna wstępowaniu swoich obywateli do walczącego w Ukrainie Legionu Gruzińskiego, nawiązywała coraz bliższe stosunki z Rosją i pomaga jej w obchodzeniu sankcji. W maju 2023 r. zgodziła się na przywrócenie lotów do Rosji, a rok później wprowadziła wzorowaną na rosyjskim prawie ustawę o „zagranicznych agentach”. Uderzyła tym w niezależne media, organizacje pozarządowe i społeczeństwo obywatelskie.
Pod koniec września parlament przegłosował kolejną ustawę skopiowaną z Rosji, „O wartościach rodzinnych i ochronie nieletnich”, zwaną „anty-LGBT”.