Tusk wywołał awanturę. Ale prawo azylowe dla wielu krajów w Europie stało się farsą
Zapowiedź arbitralnego „zawieszenia” prawa do ochrony międzynarodowej wywołała szeroki sprzeciw w środowiskach obrońców praw człowieka, lewicy i organizacji pozarządowych. Zupełnie zresztą zrozumiały, bo traktaty i konwencje nie są czymś, co można po prostu „zawiesić”. O prawie azylowym i jego roli należy jednak debatować. Nie jest to proste, bo w tej sferze zderzają się różne porządki i interesy: prawa człowieka i zabezpieczające je konwencje, traktaty i porozumienia, ustawodawstwo krajowe i faktyczne praktyki na granicach. Jest prawdą zarówno to, że ubieganie się o azyl jest gwarantowanym przez konwencje prawem człowieka, jak i fakt, że prawo to jest dziś na wielką skalę instrumentalizowane – przez przemytników ludzi i przez dyktatury, które szantażują swoich sąsiadów, używając migracji jako broni.
Prawo azylowe jest też nagminnie używane jako strategia nieregularnej migracji – bo powołanie się na konwencję genewską o uchodźcach pozwala (w teorii, bo na wielu granicach praktyka jest często inna) wjechać do kraju i w większości przypadków pozostać w nim na wiele lat, nawet jeśli ochrona międzynarodowa w danym przypadku nie przysługuje.
Czytaj też: Odbijanki, odpychanki. System wypychania emigrantów
„Po prostu stosujmy procedury”
W odpowiedzi na deklarację Tuska obrońcy praw człowieka zaczęli podkreślać konieczność przestrzegania istniejących procedur – czyli przyjmowania od migrantów