Świat

Niezawodny Kim wysadza połączenia Północy z Południem. O co mu tak naprawdę chodzi?

Telewizor na dworcu w Seulu z informacją, że Korea Północna wysadziła w powietrze części dróg między oboma państwami, 15 października 2024 r. Napis na ekranie: „Odcinek łączący północ-południe z linią dróg Gyeongui i Donghae”. Telewizor na dworcu w Seulu z informacją, że Korea Północna wysadziła w powietrze części dróg między oboma państwami, 15 października 2024 r. Napis na ekranie: „Odcinek łączący północ-południe z linią dróg Gyeongui i Donghae”. Ahn Young-joon / Associated Press / East News
Kim Dzong Un w czasie 12 lat panowania miewał różne okresy. Zamykał się i otwierał. Raz straszył rozpętaniem wojny nuklearnej, kiedy indziej spotykał się i snuł plany z prezydentem USA Donaldem Trumpem i prezydentem Południa Moonem Jae-inem. Teraz jest w stuporze, ogłasza koniec myślenia o zjednoczeniu i wieczną wojnę.

Tęskniący za Kim Dzong Unem nie powinni czuć się zawiedzeni. Groteskowy satrapa z Korei Płn. powraca w wybuchowym stylu. Jego wojsko wysadziło fragmenty połączeń drogowych i kolejowych prowadzących do Korei Płd. Eksplozje starannie zaplanowano, ładunki zdetonowano zaraz przy granicy z Południem w towarzystwie kamer telewizyjnych. Własne filmy z wybuchów opublikowało Południe. Na jednym z nich spłoszona hukiem sroka przelatuje przed niebieskim znakiem z koreańsko-angielskim napisem „do widzenia”.

Kim raz zamyka, raz otwiera

Niebieski znak z filmu będzie musiał jeszcze sporo poczekać, by pożegnać osoby jadące lądem z Południa na Północ. Według zapowiedzi zniszczenie dróg i torów ma przypieczętować rozwód podzielonych w 1953 r. krajów. W praktyce zmienia się niewiele, bo nie były wykorzystywane. Okresowo między Północą a Południem dochodziło jednak do ociepleń i wtedy wspólne przedsięwzięcia przemysłowe i wymiana handlowa ożywiały ruchy logistyczne. Jednak od lat starannie ufortyfikowana granica jest zamknięta na głucho.

Kim w czasie 12 lat panowania miewał różne okresy. Zamykał się i otwierał. Raz straszył rozpętaniem wojny nuklearnej, kiedy indziej spotykał się i snuł plany z prezydentem Stanów Zjednoczonych Donaldem Trumpem i prezydentem Południa Moonem Jae-inem. Teraz jest w stuporze, ogłasza koniec myślenia o zjednoczeniu i wieczną wojnę. Okolicznością obecnego rozdrażnienia są wspólne ćwiczenia wojsk amerykańskich (Ameryka to drugi arcywróg Północy) i Południa.

Kim zgłasza niezadowolenie, ilekroć obie armie podejmują bardziej intensywne działania. A ostatnio na Południu pojawił się amerykański lotniskowiec, okręty desantowe i podwodne oraz bombowce strategiczne. Kima prowokuje też retoryka obecnego prezydenta Korei Płd., prawicowego konserwatysty i byłego prokuratora. Yoon Suk Yeol ostrzega, że Południe odpowie na prowokacje Północy, a jak Kim przesadzi, to wyda na siebie wyrok.

Czytaj też: Zrozumieć Koreańczyków

Kto tu szykuje się do wojny?

Można by gadaninę Kima uznać za czczą, gdyby nie dysponował arsenałem jądrowym, bardzo liczną armią i dużymi zapasami uzbrojenia konwencjonalnego. Zaczął dzielić się nimi z Władimirem Putinem, który prowadzi najazd na Ukrainę. Duża część spadających na pozycje ukraińskie pocisków została wyprodukowana w Korei Płn. Kim oczekuje wzajemności, w rewanżu otrzymuje pewnie wsparcie technologiczne, może także w rozwoju swoich rakiet i głowic nuklearnych. Jeśli zaczął modernizować siły zbrojne, koszty poniesie bardzo niezamożne społeczeństwo.

Aby osłodzić ten wysiłek, Kim może przekierować społeczną uwagę np. na wrogie Południe i zarzucić mu przygotowania do wojny. W takiej sytuacji wysadzanie dróg, by utrudnić południowokoreańską inwazję, wygląda na uzasadnione. Sztab generalny w Seulu informuje, że Północ od początku roku – czyli od uruchomienia transportów z bronią do Rosji – umacnia swoją stronę granicy, kładzie pola minowe, buduje zapory przeciw czołgom i demontuje tory kolejowe.

Czytaj też: Szojgu witany w Korei jak gwiazda rocka. Rosja składa ofertę

Koreańscy żołnierze w Ukrainie?

Kim stał się dostawcą broni, a chciałby być jeszcze sprzymierzeńcem Putina, obiecuje mu wszelkie poparcie. I wywiązuje się. Wskazywałyby na to informacje, że północnokoreańscy żołnierze mogli trafić na front w Ukrainie. Zresztą Kijów twierdzi, że już tam są, a kolejne kilka tysięcy przechodzi szkolenie na poligonach w Rosji. Te doniesienia minister obrony Południa uznaje za wysoce prawdopodobne. Może też chodzić o osoby wspierające użytkowników północnokoreańskiego uzbrojenia.

Rosji ludzi brakuje, Kim ma do dyspozycji setki tysięcy, nie ceni ich życia, za to chętnie zarobi na ich wymianie. Interes wydaje się niezły, choć tworzy co najmniej dwie niewygodne dla Kima okoliczności. Pierwsza: wsparcie Putina zwiększy ochotę Południa do pomagania Ukrainie. I druga: weterani – o ile żołnierze Kima trafią na front – bywają kłopotliwi, o czym przekonało się m.in. Imperium Brytyjskie. Podczas wojen światowych chętnie korzystało z kolonialnych oddziałów, a te zobaczyły, że Brytyjczycy i Europejczycy nie mają żadnych supermocy i też przegrywają.

Weterani opowiadają swoje wojenne historie, mają często poczucie krzywdy, ale i siły, na froncie decydowali o czyimś życiu i śmierci. Zobaczą kawał świata, zaczną porównywać doświadczenia z ojczyzny z tym, co zastaną w Europie. Iluś dostanie się do ukraińskiej niewoli, iluś ucieknie, także z obawy przed profilaktycznym uwięzieniem po powrocie do ojczyzny. Kim ma o czym myśleć i czym się stresować.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Rynek

Siostrom tlen! Pielęgniarki mają dość. Dla niektórych wielka podwyżka okazała się obniżką

Nabite w butelkę przez poprzedni rząd PiS i Suwerennej Polski czują się nie tylko pielęgniarki, ale także dyrektorzy szpitali. System publicznej ochrony zdrowia wali się nie tylko z braku pieniędzy, ale także z braku odpowiedzialności i wyobraźni.

Joanna Solska
11.10.2024
Reklama