Ślady krwi
Małe wojny i główny wróg, którego trzeba dopaść. Izraelczycy walczą już na wielu frontach
W pierwszą rocznicę ataku Hamasu, w którym zginęło 1180 Izraelczyków i 71 obywateli innych państw, a 251 zostało porwanych, Izrael nie przypomina dawnego kraju. – Byliśmy nieustraszeni, pewni siebie. Dziś walczymy na wielu frontach, z Libanem, Iranem, Hamasem w Strefie Gazy i na Zachodnim Brzegu, z bojówkami Huti z Jemenu – mówi 30-letni Jossi z Jerozolimy, rezerwista, który niedawno wrócił ze służby w Gazie. – Zwyciężymy, ale to moment próby nas wszystkich.
Zeszłoroczna masakra wywołała w Izraelczykach zbiorową traumę, a jej symbole stały się nieodłącznym elementem krajobrazu. Ulice miast oklejone są oznaczającymi solidarność z porwanymi żółtymi wstążkami, flagami w tym kolorze i zdjęciami wciąż przetrzymywanych w Gazie. Elementy te pojawiają się też na stronach komercyjnych firm, wiele osób nosi na szyi nieśmiertelniki z napisem: „Sprowadźcie ich z powrotem do domu”.
Opóźniona rocznica
Tamte wydarzenia często porównuje się tu z emfazą do „drugiego Holokaustu”. Tamten dzień z pewnością przejdzie do historii. Każdy obywatel dokładnie pamięta, co wówczas robił, niemal minuta po minucie. W ciągu roku powstało też wiele miejsc upamiętnienia, wystaw, instalacji w miejscach publicznych.
Przy drodze wzdłuż granicy z Gazą co chwilę widać tablice ze zdjęciami ofiar. Tam gdzie przed rokiem tańczyli na festiwalu Supernova w Reim, powstał symboliczny cmentarz. Niedaleko w Tkuma znajduje się z kolei wrakowisko 1,6 tys. samochodów, którymi tamtego dnia próbowali uciekać zaatakowani przez Hamas. Wiele z nich spalonych, wśród nich ambulans, w którym próbowało schronić się kilkanaście osób.
Simcha Greinman z organizacji ZAKA, której wolontariusze zbierają zwłoki po zamachach bombowych i innych tragicznych wydarzeniach, też nie może zapomnieć o tamtym dniu, mimo iż widział w życiu wiele.