Świat

956. dzień wojny. A co, gdy „lojalny skrzydłowy” nagle staje się nielojalny?

Nadajnik GPS używany na wojnie w Ukrainie Nadajnik GPS używany na wojnie w Ukrainie Muhammed Enes Yildirim / Anadolu Agency/ABACAPRESS.COM / Forum
Rosjanie stracili jeden z czterech prototypów swojego bezpilotowego aparatu latającego Suchoj S-70 Ochotnik. Wersje zdarzeń są dwie, ale w obu ktoś kogoś „zdradził”.

Rosjanie zaatakowali port w Odessie z użyciem rakiety balistycznej 9K720 Iskander i trafili w stojący przy nabrzeżu statek. Jednocześnie obraz z ataku rejestrowano z lecącego w dużej odległości bezpilotowego aparatu latającego w podczerwieni, bo atak wykonano w nocy. Zagadką jest, dlaczego wspomniany aparat nie został zestrzelony przez ukraińską obronę przeciwlotniczą. Można to tłumaczyć brakiem pocisków przeciwlotniczych albo obawą o zestrzelenie własnych myśliwców.

Bardziej pocieszające jest natomiast to, że na głównym kierunku natarcia na Awdijiwkę i dalej na Pokrowsk, czyli w rejonie na północny zachód od Doniecka, w ciągu ostatniego roku Rosjanie stracili aż 1830 szt. ciężkiego sprzętu. Ocena, że to równowartość sprzętu pięciu dywizji, jest oczywiście przesadzona, ale jednej dywizji – z pewnością. Całkowita rosyjska produkcja zbrojeniowa takich strat w pojazdach i uzbrojeniu tej klasy nie pokrywa, może gdzieś w połowie co najwyżej, a rejonów, gdzie dużo łatwiej znaleźć wrak rosyjskiego czołgu niż żywego mieszkańca, jest we wschodniej Ukrainie znacznie więcej.

Na frontach sytuacja trudna, ale stabilna. Niewiele się zmieniło od wczoraj. Kiedy toczy się wojna na wyniszczenie, trudno cokolwiek nowego powiedzieć, to po prostu codzienne szturmy, zabici, ranni, kolejne morze krwi i ludzkich tragedii. Tak jak codziennie od dwóch lat, bo mniej więcej tyle trwa ta pozycyjna faza wojny na wyczerpanie.

W obwodzie donieckim ustanowiony został nowy rekord w konkurencji „rzut wieżą czołgową wzwyż”. Trafiony dronem (czy raczej kilkoma) rosyjski T-72, w którym zapaliła się i wybuchła amunicja, cisnął własną wieżą z armatą na wysokość ponad 75 m, prawie że pękła setka. Fakt, że w konkurencji „rzut wieżą czołgową w dal” pomiarów dokonuje się znacznie łatwiej, no ale i ten wynik – choć trudniej mierzalny – jest imponujący. Jednostce pancernej, z której ów czołg pochodził, szczerze gratulujmy i życzymy dalszych sukcesów.

Najciekawszym doniesieniem z frontu w ciągu ostatniej doby jest jednak historia S-70 Ochotnik, przy okazji której nikt nie zginął, ale mimo to właśnie ona przykuwa uwagę komentatorów.

Czytaj też: Rosjanie mają Wuhłedar. A Moskwa planuje szokujące wydatki na obronność

Czym jest lojalny skrzydłowy?

Tak Amerykanie nazwali ciekawą koncepcję współdziałania bezpilotowego aparatu latającego z samolotem bojowym. Oczywiście to nie jest taki dron, jakiego znamy, to właściwie nieco mniejsza kopia samolotu bojowego. Też ma napęd odrzutowy i rozwija podobne prędkości jak myśliwiec. Wymyślono, by taki dron leciał przed samolotem bojowym i rozpoznawał na jego rzecz. Jeśli uaktywni się system przeciwlotniczy, od razu zostanie wykryty, a samolot ostrzeżony. Jeśli zestrzelą, to bezpilotowiec, a myśliwiec z pilotem na pokładzie pozostanie poza zasięgiem rakiet przeciwlotniczych wroga, w dodatku od razu wie, gdzie wrogi system stoi. Ponadto taki aparat poszukuje na ziemi celów do ataku, więc para myśliwców czy nawet pojedynczy samolot nie kręci się nad terenem nieprzyjaciela, tylko wchodzi na gotowe – cel ma odszukany i wskazany, a systemy przeciwlotnicze, które się uaktywniły, transmisjami ze swoich radarów ujawniają swoje położenie.

Tutaj duże pole do popisu daje sztuczna inteligencja. W czasie ćwiczeń aparat testuje reakcje systemów przeciwlotniczych i próbuje wykonywać różne manewry, rejestrując ich przebieg i skuteczność, czy udaje się zerwać śledzenie przez radar, czy nie, oczywiście w połączeniu z użyciem środków przeciwdziałania. W realnych działaniach aparaty przed lotem też są karmione danymi zebranymi przez inne podobne bezpilotowce i te dane przetwarzają, by dzięki AI nie popełniać ponownie tych samych błędów, tylko wykorzystywać najskuteczniejsze metody unikania zestrzelenia.

Takim aparatem nie trzeba za bardzo kierować, pilot może skupić się na śledzeniu własnej sytuacji i manewrach samolotu, zaś „lojalny skrzydłowy” będzie leciał na wpół samodzielnie, zgodnie ze wskazanym zadaniem, wprowadzonym do pamięci przed startem. Jeśli w powietrzu coś się zmieni, to prostymi komendami można odpowiednio ukierunkować działania aparatu. Dużą karierę na tym polu robi system sterowania głosem, który rozpoznaje wiele różnych komend, ustalonych i wprowadzonych do oprogramowania wcześniej, np. by aparat leciał z takim kursem czy innym, na zadanej mu głosowo wysokości.

Tak to oczywiście wygląda u Amerykanów. Aparat nazwali „lojalnym skrzydłowym” (loyal wingman), bo wykona każde polecenie wydane mu przez pilota myśliwca i oczywiście niczego się nie boi. Podejmie każde ryzyko, bo nie ma przecież instynktu samozachowawczego. To właśnie on wystawia się na strzał zamiast pilotowanego samolotu. Jest też od myśliwca o wiele tańszy, ale też i nieco mniejszy, trudniejszy do wykrycia i zwalczania, więc ma większe szanse na przetrwanie. Zresztą nawet jak go zestrzelą, to strata też jest znacznie mniejsza. No i nie tracimy wyszkolonego pilota. Innymi słowy, lojalny skrzydłowy odwala za pilota myśliwca tzw. czarną robotę.

I Rosjanie też zapragnęli mieć takie cudo.

Czytaj też: Ukraińcy są coraz bardziej wyczerpani. Co się dzieje z ich soft power?

Rosyjski aparat Suchoj S-70 Ochotnik

Ochotnik to nie to samo co u nas, po rosyjsku to słowo oznacza „myśliwy”, zaś nasz ochotnik to ich „dobrowoliec”. Nie na darmo S-70 otrzymał nazwę „myśliwy”, bowiem z założenia ma polować na cele naziemne. Oficjalna nazwa tej klasy aparatów to Udarno-Razwiedywatielnyj Bespiłotnyi Kompleks – URBK, czyli uderzeniowo-rozpoznawczy kompleks bezpilotowy. Ma on osiągi samolotu myśliwskiego, nawet ma ten sam silnik co Su-57, ale jeden zamiast dwóch. Ma też układ latającego skrzydła, które z natury swojej daje słabe odbicie radarowe. Zakładamy też, że jest pokryte materiałami absorbującymi fale radaru, podobnie jak sam myśliwiec Su-57. Aparat waży 25 ton, czyli wyszedł Rosjanom większy i cięższy niż sam myśliwiec.

Widocznie takie mają materiały do dyspozycji, amerykański demonstrator zbudowany w programie „lojalny skrzydłowy”, czyli Boeing MQ-28 Ghost Bat, jest sporo mniejszy, jego masa startowa to 3 tony zamiast 25. Oczywiście rosyjski aparat zabiera 2,8 tys. kg uzbrojenia, a amerykański tylko 500 kg. Po co Rosjanom taka krowa, trudno powiedzieć, bo i na radarze daje echo tak wielkie, że aż operatorów oślepia, i w przypadku straty koszt takiego aparatu jest duży. Nie lepiej, kiedy te 3 tony precyzyjnego uzbrojenia przenosi sześć aparatów, a nie jeden? Wszystkich nie zestrzelą, a efekt uderzenia taki sam.

Druga sprawa, że Rosjanie kochają się w ciężkich ładunkach bojowych. Ich Su-34 zrzucają bomby kierowane nie tylko o masie 500 kg, ale też i 1,5 tys. kg. Czy ładunek waży 500 kg, czy 1,5 tys. – to i tak budynek średniej wielkości, który jest celem, przy precyzyjnym trafieniu będzie na bank zniszczony do samej piwnicy. Jedyna różnica jest taka, że półtoratonówka niszczy jeszcze ze trzy sąsiednie budynki. A szyby wylatują w promieniu 5 km, a nie tylko dwóch. Odpowiedź może być tylko jedna: Rosjanie nie wierzą w precyzję swojej broni precyzyjnej.

S-70 Ochotnik służy przede wszystkim do samodzielnego wykonywania rozpoznania i atakowania celów naziemnych tam, gdzie strach puścić pilotowane myśliwce ze względu na silną obronę. Ale Rosjanie myślą też o wykorzystaniu go w roli lojalnego skrzydłowego, do współdziałania ze swoimi myśliwcami Su-57, które podobno należą do piątej generacji.

Czytaj też: Polskie Raki: postrach rosyjskiej piechoty. Z FlyEye tworzą duet śmiertelnie groźny

Zdrada lojalnego skrzydłowego

Pod Konstantiniwką w obwodzie donieckim, w tej jego części, którą wciąż kontrolują Ukraińcy, znaleziono szczątki nieznanego statku powietrznego. Nie bardzo daje się je dopasować do czegokolwiek, co Rosjanie dotąd w Ukrainie używali, i przypuszczalnie jest to właśnie S-70 Ochotnik, bo śladu kabiny czy pilota też nie ma. Z kolei w rosyjskim Telegramie krążą dwie wersje zdarzeń. W obu zgadza się jedno – miał to być bojowy test duetu S-70 jako lojalnego skrzydłowego z kierującym nim Su-57 lecącym z tyłu. Według jednej wersji S-70 wymknął się spod kontroli i wykonywał przypadkowy lot niezgodnie z komendami operatora, więc nakazano Su-57 jego zestrzelenie. Według drugiej wersji przed bezpilotowcem pojawił się ukraiński myśliwiec i to do niego strzelał Su-57, ale pocisk rakietowy trafił w Su-57.

Którakolwiek wersja jest prawdziwa (a wcale niewykluczone, że żadna), to sprawa jest tragikomiczna, bo rosyjski lojalny skrzydłowy przestał być lojalny albo też pilot myśliwca zawiódł swojego lojalnego do końca towarzysza. Może Rosjanie próbowali wprowadzić do aparatu jakiś rodzaj sztucznej inteligencji, a ta elektroniczna swołocz zaczęła naśladować rosyjskich żołnierzy rozłażących się po okolicy w poszukiwaniu czegoś do zwędzenia lub do wypicia? Najgorzej, jak te aparaty z AI zaczną przejmować zachowania swoich operatorów. Wyobraźcie sobie, jak taki aparat transmituje obraz z rozpoznania z dodanym komentarzem interpretacyjnym wygenerowanym przez AI, a co drugie słowo to „bladź” albo „suka”. Z taką AI to nigdy nic nie wiadomo.

Jedno jest pewne – jeśli potwierdzi się zestrzelenie S-70 Ochotnika, to debiut bojowy aparatu raczej nie był zachęcający. To daje jednak pewien asumpt do optymizmu: z taką technologią to Rosjanie daleko nie zajadą.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Gra o tron u Zygmunta Solorza. Co dalej z Polsatem i całym jego imperium, kto tu walczy i o co

Gdyby Zygmunt Solorz postanowił po prostu wydziedziczyć troje swoich dzieci, a majątek przekazać nowej żonie, byłaby to prywatna sprawa rodziny. Ale sukcesja dotyczy całego imperium Solorza, awantura w rodzinie może je pogrążyć. Może mieć też skutki polityczne.

Joanna Solska
03.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną