Świat

955. dzień wojny. Jak drony efpiwiczki zmieniły pole walki w Ukrainie. Wojska walczą kompletnie inaczej

Ukraiński żołnierz przygotowuje drona FPV do lotu w kierunku Kreminnej w obwodzie ługańskim. Ukraina, 25 sierpnia 2024 r. Ukraiński żołnierz przygotowuje drona FPV do lotu w kierunku Kreminnej w obwodzie ługańskim. Ukraina, 25 sierpnia 2024 r. Diego Herrera Carcedo / Anadolu / AA / ABACA / Abaca Press / Forum
Po ponad dwóch latach wojny tanie, produkowane masowo drony klasy FPV, zwane przez obie strony konfliktu „efpiwiczkami”, zdominowały pole walki i zmusiły do całkowitego jego przeorganizowania.

Rosjanie też potrafią być dowcipni na swój sposób. W runecie pojawił się mem o dwóch rozmawiających ze sobą żołnierzach. Jeden skarży się, że po turze pobytu na froncie wszystkim dali order, a jemu nie, a to przecież on zabił najwięcej ludzi ze wszystkich. A kolega do niego: Lioch, nie powinieneś tak mówić, medykowi nie wypada o tym wspominać…

Ukraiński dron trafił w gorzelnię w miejscowości Stary Oskoł w obwodzie biełgorodzkim i wywołał pożar. Nie wiadomo, czy było to trafienie zamierzone, czy przypadkowe, w skutek zakłóceń systemu nawigacji satelitarnej. Prawnicy mieli duży problem w określeniu, czy jest to cel wojskowy, czy nie. W końcu wojsko rosyjskie ma bardzo duże zapotrzebowanie na gorzelniane produkty, ale niezbędna byłaby opinia biegłych, czy jest w stanie bez nich prowadzić skuteczną walkę.

Czytaj także: Drony w rękach Ukraińców, czyli wszystkie chwyty dozwolone. Tego nikt nie przewidział

Rosyjskie straty na froncie według ukraińskiego Sztabu Generalnego znów zaczęły rosnąć: 1280 zabitych i rannych, osiem czołgów zniszczonych, 31 innych pojazdów pancernych, aż 72 działa artylerii polowej i moździerzy, cztery wieloprowadnicowe wyrzutnie rakietowe, pięć systemów przeciwlotniczych (w necie pojawił się na przykład film z trafienia dronem wyrzutni 9K317 Buk M) i aż 85 ciężarówek oraz innych pojazdów nieopancerzonych. Wygląda na to, że działania nieco przyspieszyły.

Atak w sile kompanii piechoty wsparty plutonem czołgów został odparty przez 79. Brygadę Aeromobilną Ukrainy w rejonie miasteczka Kurachowe, na zachód od Doniecka. Na polu walki pozostał zniszczony rosyjski czołg, pięć bojowych wozów piechoty oraz kilkanaście trupów rosyjskich żołnierzy. Tradycyjnie już największy nacisk rosyjskich wojsk jest obserwowany w okolicach Doniecka, w tym na kierunku Pokrowskim.

Pod niedawno zdobytym Wuhłedarem udało się odeprzeć liczne rosyjskie ataki prowadzone w sile od plutonu do kompanii, skierowane na zachód od miasta w stronę osiedla miejskiego Nowoukrainka i spod Wodiane w kierunku na zachód na osiedle miejskie Bohojawlienka. Widać, że ukraińskim wojskom udało się oprzeć na tych małych miasteczkach kolejną linię obronną i na razie odpierają tam rosyjskie szturmy.

Ukraińskie organa śledcze prowadzą dochodzenie i gromadzenie dowodów w 93 przypadkach rozstrzelania ukraińskich jeńców przez rosyjskie wojska, wielu z nich przed śmiercią torturowano. Świadczy to jednak o sporej frustracji rosyjskich żołnierzy dotychczasowymi wynikami tej wojny. Nie ma to jak niezachwiana wiara w zwycięstwo. Coś tu jednak nie gra, no bo za co w takim razie się mszczą?

Czytaj także: Oczy artylerii i oko kamery. Jak drony walczą nad Ukrainą

Efpiwiczki w Ukrainie

Przez dwa lata wojny nauczono się budować aparaty specjalnie do atakowania celów naziemnych. Nadal w pewnym stopniu są to drony kupowane komercyjne, w których zmienia się oprogramowanie tak, by dron nie wysyłał w eter współrzędnych miejsca startu, a przede wszystkim montuje się w nich odpowiedni ładunek wybuchowy z zapalnikiem. Jednocześnie wiele małych i większych firm kupuje komponenty (silniki, śmigła, automatykę stertowania, systemy łączności i nawigacji), by z nich tworzyć własne konstrukcje z samodzielnie wytworzonymi kadłubami i innymi elementami płatowca. Do tych dronów wgrywa się własne oprogramowanie uodparniające system łączności na zakłócenia z szyfrowaną transmisją – i tak powstają konstrukcje zoptymalizowane do działań militarnych, ale jeszcze nie klasy „military grade”. Produkcja takich dronów sięga setek tysięcy rocznie, co w połączeniu z ich niewielkimi kosztami pozwala na równie masowe użycie. Operatorów dronów FPV ma dosłownie każda kompania, a czasem nawet i pluton. Nad polem walki krążą setkami. Są dosłownie wszędzie: latają, rozpoznają, a jednocześnie szukają celów godnych zaatakowania. Właściwie każdy unieruchomiony pojazd pancerny, jeśli nie zostanie natychmiast ewakuowany, może zostać uznany za stracony. Jak tylko wypatrzą go drony, rzucą się na niego jak sępy, ponawiając ataki, aż wywołają pożar jego amunicji, który rozerwie taki wóz na strzępy. Operatorzy wiedzą, jak dla Rosjan ważny jest każdy czołg, każdy bojowy wóz piechoty, każdy transporter opancerzony czy działo samobieżne. Jest to ciągły wyścig o zadanie strat przewyższających liczbę nowo wyprodukowanych pojazdów i tych, które wracają po remontach. Mowa o remontach dwóch rodzajów: pojazdów ewakuowanych z pola walki i tych, które są wydobywane z przepastnych wciąż składów, a które wymagają czasem więcej pracy, niż te pokiereszowane przez wrogie pociski.

Zniszczyć jadący czołg takimi dronami nie jest łatwo. Zwykle wymaga to wielu trafień, nim w końcu któryś wywoła pożar silnika i spowoduje zatrzymanie się czołgu. Wtedy już idzie łatwiej, ale zwykle na jeden czołg zużywa się dziesięć i więcej „efpiwiczków”. Jak się jednak okazuje, to właśnie one odpowiadają za najwięcej, bo ponad 40 proc. strat rosyjskiego sprzętu ciężkiego. Dopiero na dalszych miejscach jest artyleria, miny, rakiety przeciwpancerne i granatniki, a także lotnictwo.

Dlatego „wojska dronowe”, które w rosyjskim internecie zaczęto niedawno nazywać „dronnica” – na wzór „konnicy”, czyli kawalerii – stały się ważnym i nieodłącznym elementem wojsk lądowych. Mimo że praca operatora jest wyjątkowo trudna, bo poza użyciem dronów musi on też być zwykłym żołnierzem potrafiącym walczyć z karabinem w ręku, musi umieć poruszać się po polu walki, nie włażąc na miny, unikać snajperów i zasadzek, musi umieć wyszukiwać sobie odpowiednie stanowiska, z których będzie prowadził działania, a które muszą spełniać określone warunki i nie mogą być zbyt daleko od linii frontu. Mimo że na operatorów polują wojska przeciwnika, kierujące często ogień artylerii na miejsca, gdzie podejrzewają ich obecność, to chętnych do szkolenia na „droniarzy” nie brakuje.

Czytaj także: A może czas stworzyć wojska dronowe?

Drony nad polem walki są dosłownie wszędzie, przez cały czas, nawet w nocy – wyposażone w kamerki termowizyjne, prowadząc obserwację w podczerwieni. Noc więc nie daje przed nimi wytchnienia.

Drony FPV: trzy ważne efekty na polu walki

Poza zwiększeniem strat sprzętowych drony FPV wywołały trzy ważne efekty na polu walki. Po pierwsze, bardzo ograniczyły ruch wojsk. Żołnierze całymi dniami pozostają w ukryciu i starają się jak najmniej krążyć, a już absolutnie nie zbijać się w większe grupki. Jeśli operator drona zobaczy trzech lub więcej żołnierzy w jednym miejscu, od razu przeprowadza na nich atak. Dlatego żołnierze poruszają się pojedynczo, co najmniej kilka metrów jeden od drugiego, starając się ukryć, gdy tylko gdzieś w pobliżu pojawia się dron. Wywołuje to też potężny stres, bo świadomość, że ktoś cię obserwuje, gdziekolwiek byś nie poszedł, jest ciągle obecna. Stanowiska bojowe też się dobrze maskuje i wszędzie tworzy się różne osłony przed dronami, a to wymaga dodatkowego nakładu pracy. Jak w tej sytuacji zebrać wojska do ataku? Najczęściej atak wyprowadza się z maksymalną prędkością z rejonów wyjściowych położonych co najmniej 7–10 km za plecami własnych wojsk, kolumna atakujących pędzi do linii frontu, by pod osłoną artylerii i zakłóceń radioelektronicznych rozwinąć się w szyk bojowy do ataku w kierunku nieprzyjaciela. Jest to trudne, ale trzeba opanować taki sposób działania, bo koncentrowanie wojsk w zasięgu małych dronów FPV od razu kończy się zmasowanym nalotem.

Kolejny ważny efekt jest taki, że zaopatrywanie wojsk na pierwszej linii stało się koszmarem. Systematycznie niszczone przez drony ciężarówki zwykle nie podjeżdżają bliżej niż na 10 km do linii frontu. A zatem całe zaopatrzenie wojsk wyładowuje się relatywnie daleko od pierwszej linii. Artylerii to nie robi dużej różnicy, bowiem jej stanowiska też znajdują się w podobnych odległościach. Ale dla piechoty i okopanych czołgów to naprawdę jest problem. Ciężkie skrzynki z amunicją muszą być jakoś transportowane, podobnie jak butelki z wodą, racje żywnościowe, środki opatrunkowe i higieny, czyli to wszystko czego żołnierze potrzebują na pierwszej linii. Ponieważ ciężko nosić to 7–10 km na własnych plecach, wymyśla się najróżniejsze sposoby na dostarczenie zaopatrzenia na front. Wykorzystuje się motocykle, którymi żołnierze starają się szybko przeniknąć jak najbliżej pierwszej linii. Są one często niszczone przez drony, zwykle wraz z kierującym, co pokazuje, jak niebezpieczne jest to zadanie. Używa się wszelkich pojazdów, jakie tylko można pozyskać: motorowerów, quadów, nawet wózków typu Eddie (jak te używane u nas przez złomiarzy), a nawet taczek.

Czytaj także: Kto ma lepsze drony – Ukraińcy czy Rosjanie?

Te wielkie trudności z codziennym zaopatrywaniem wojsk są też przyczyną ograniczania ilości wojsk na froncie. W przypadku obu stron ugrupowania na pierwszej linii są relatywnie rozwodnione, zamieniają się w oddzielne pozycje ryglujące przejścia między sobą, co zmusza do rozrzucenia tych pozycji w głąb, by uzyskać odpowiednią gęstość obrony, jednocześnie możliwą do zaopatrywania. W związku z masową obecnością dronów zmontowanie klasycznego natarcia dużymi siłami jest bardzo trudne, jeśli nie niemożliwe.

Nie jest wcale wykluczone, że to drony w znacznym stopniu przyczyniły się do zamarcia frontu i utrwalenia konfliktu jako wojny pozycyjnej. Przejście do działań manewrowych oznaczałoby konieczność wzmożonego ruchu, a także zgromadzenia na froncie sporych zapasów amunicji, paliwa i innych atrakcyjnych dla dronów celów, co nie byłoby łatwe. Zaopatrywanie nacierających wojsk też jest bardzo trudne, bo wiąże się ze znacznym potokiem cennych ciężarówek. Jeśli w Ukrainie niszczy się Rosjanom po 2 czy nawet 2,5 tys. ciężarówek miesięcznie (głównie za pomocą dronów), czyli 24 do 30 tys. rocznie, podczas gdy całkowita produkcja ciężarówek o masie całkowitej ponad 5 ton w Rosji wyniosła w 2022 r. 63 tys. sztuk dla całej gospodarki, no to jest to problem. Dlatego gospodarka rosyjska podpiera się importem przez Kazachstan czy Kirgizję używanych ciężarówek produkcji zachodniej dla swojej gospodarki, rodzimą produkcję firm Kamaz, Ural i GAZ kieruje głównie dla wojska i służb państwowych.

Czytaj także: Drony do broni. Na wojnie są tak ważne jak kiedyś czołgi

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Gra o tron u Zygmunta Solorza. Co dalej z Polsatem i całym jego imperium, kto tu walczy i o co

Gdyby Zygmunt Solorz postanowił po prostu wydziedziczyć troje swoich dzieci, a majątek przekazać nowej żonie, byłaby to prywatna sprawa rodziny. Ale sukcesja dotyczy całego imperium Solorza, awantura w rodzinie może je pogrążyć. Może mieć też skutki polityczne.

Joanna Solska
03.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną