Fenomenem, którym nie zajął się jak dotąd żaden socjolog (ani botanik, ani meteorolog), są taśmy, które kwitną u nas i porażają latem. Lew Rywin został nagrany parną lipcową porą w 2002 i (w)padł, a dziś – w pełnym słońcu - mamy taśmy Ziobry, których niebezpieczne działanie sam właściciel porównuje do gwoździ w kontekście trumny. „Porażający” taśmami zacierają w blasku fleszy dopiero co wyjęte z kieszeni ręce, demonstrując zdobyte (zawsze w ramach samoobrony) dowody, „porażeni” natomiast są chorzy - ze zdziwienia, że tak łatwo dali się podejść.
Chciałoby się zakrzyknąć: „A to Polska właśnie!”, bo takie paranormalne zjawiska klimatyczne w polityce to tylko u nas. Błąd! Historia nowożytna świata zna inne podobne przypadki. Pociesza więc, że nie jesteśmy z tym problemem sami.
Pora porażeń
Jak się okazuje – wakacyjne udary taśmowe przydarzają się i w innych krajach. Klimat sprzyja porażeniom szczególnie w USA. Już w szkole na historii uczą o Watergate i Nixonie, któremu tego typu wypadek przydarzył się, kiedy ostatnie tchnienia wydawała wiosna 1972 roku, a temperatura zaczynała sięgać zenitu.
W sierpniu br. pożywką dla amerykańskich mediów stała się natomiast tzw. afera Abramoffa (pisał o tym m.in. The Washington Post). Pierwszoplanowe „osoby dramatu” były trzy (dziś już po wakacyjnym udarze; wszystkie spalone): Jack Abramoff (jeden z najbardziej wpływowych lobbystów Waszyngtonu), Bob Ney (kongresmen z dużym stażem, podobnie jak Nixon, Republikanin) i Will Heaton („człowiek naiwny”, jak sam siebie określił).
Heaton trafił pod skrzydła kongresmena Boba Neya w 2001 r.