Chemii z Niemiec brak
Chemii z Niemiec brak, jesteśmy na zakręcie. Dlaczego Warszawie i Berlinowi trudno się porozumieć
W kluczowym momencie wojny w Ukrainie oba nasze kraje są na zakręcie. U nas dopiero w przyszłym roku wybory prezydenckie pewnie ustabilizują scenę polityczną. A w Niemczech wybory do Bundestagu mogą jeszcze bardziej rozchwiać system partyjny.
Już teraz sukcesy Alternatywy dla Niemiec (AfD) i Sojuszu Sahry Wagenknecht (BSW) idą w parze z zapaścią „lampowej”, czerwono-żółto-zielonej koalicji Olafa Scholza. Do tego dochodzi poślizg opozycyjnej chadecji, w Turyngii miotającej się między koalicją z BSW (który odżegnuje się właśnie od lewicowej etykiety) a deklarowaną przez kierownictwo CDU „zaporą ogniową” przed „wozakami Putina” – Putins Wagenknechte – jak z lękiem i odrazą nazywa się niekiedy oba populistyczne ugrupowania, przeciwne niemieckim dostawom broni dla Ukrainy.
Skrajności się stykają. AfD i BSW konkurują ze sobą, ale łączy je przyjazny stosunek do Rosji i niechęć do uchodźców. Założyciele AfD chętnie odwoływali się do Otto von Bismarcka. A Wagenknecht była w NRD wychowywana w duchu urzędowego antyamerykanizmu i kultu Rapallo, niemiecko-radzieckiego porozumienia z 1922 r. wymierzonego w Zachód i Polskę.
Gdyby teraz odbyły się wybory do Bundestagu, oba te ugrupowania zdobyłyby czwartą część głosów. Klasyczne partie obywatelskie, wywodzące się jeszcze z „republiki bońskiej” sprzed 1990 r., miałyby zatem solidną większość. Niemniej erozja poparcia dla nich jest wyraźna. Obie wielkie niegdyś partie ogólnospołeczne – chadecja i socjaldemokracja – tracą członków i wyborców. A dotychczasowe języczki u wagi zapewniające większości rządowe – Zieloni i liberałowie z FDP – spadają w polityczną przepaść.
Scholz empatią nie promieniuje
Przy algorytmach nowych mediów zmienił się wzorzec polityki i opinii publicznej.