AGNIESZKA ZAGNER: Skoro mamy rozmawiać o antysemityzmie, wyjaśnijmy: czym on w ogóle jest?
YAEL BERDA: Nie jestem badaczką dokładnie w tej dziedzinie, ale możemy mówić o dwóch zasadniczych definicjach. Ta stosowana przez IHRA (Międzynarodowy Sojusz Pamięci o Holokauście) skupia się na głoszeniu opinii przeciwko Izraelowi jako państwu Żydów.
Robocza definicja brzmi: „Antysemityzm to pewna percepcja Żydów, która może być wyrażona jako nienawiść do Żydów. Retoryczne i fizyczne przejawy antysemityzmu są skierowane przeciwko Żydom lub nie-Żydom i/lub ich własności, przeciwko instytucjom społeczności żydowskiej i obiektom religijnym”. Wśród jedenastu przykładów takich postaw siedem odnosi się do krytyki Izraela.
Ale tu napotykamy na pewien problem. Jeśli Izrael uważa się za państwo wszystkich Żydów, a nie po prostu zamieszkujących w nim obywateli, to automatycznie osoba uważająca się za Żyda utożsamiana jest z państwem, które za nim stoi.
Łata antysemityzmu
Sprawa komplikuje się jeszcze bardziej, gdy weźmiemy pod uwagę Żydów – a jest ich niemało w samym Izraelu i poza nim – którzy w ogóle nie uznają państwa Izrael.
To inna strona medalu, wolałabym pominąć tę grupę. Gdy po Zagładzie powstał Izrael i napłynęli do niego uchodźcy z całego świata, powszechnie sądzono, że nikt nie ośmieliłby się go krytykować. Ale państwo to jedno, a jego polityka – to drugie. Definicja IHRA, mimo że przyjęta przez wiele państw i instytucji, była szeroko krytykowana przez środowiska naukowe, uznające, że tłumi wolność słowa i krytyki polityki Izraela.