Świat

U Trumpa nic dobrego, u Harris nic nowego. Debata widziana z Warszawy. W 5 punktach

Debata kandydujących w wyborach prezydenckich Donalda Trumpa i Kamali Harris. 10 września 2024 r. Debata kandydujących w wyborach prezydenckich Donalda Trumpa i Kamali Harris. 10 września 2024 r. Forum
Jeśli chodzi o politykę zagraniczną i bezpieczeństwo, to sam fakt, że Ukraina i tematy z nią związane zajęły w debacie Kamali Harris i Donalda Trumpa sporo miejsca, jest znaczący i raczej pozytywny. Okazało się też, że Trump najwyraźniej boi się nuklearnych pogróżek Putina.

Choć od demokratki nie usłyszeliśmy nic nowego, a od republikanina nic dobrego, to ważne, że sprawa rosyjskiej agresji na Ukrainę i przyszłości amerykańskiego wsparcia dla Kijowa pojawiła się w debacie, i to wyraźnie. Dlaczego?

1.

Kwestia dalszego wsparcia USA i w ogóle wyniku wojny została powiązana przez Kamalę Harris ze znaczącym blokiem wyborców w bardzo znaczącym stanie. Chodzi o setki tysięcy Amerykanów polskiego pochodzenia w Pensylwanii, w której odbywała się debata i która uchodzi za najbardziej kluczowy z tzw. swing states (decydujących o ostatecznym wyniku wyborów). Ci wyborcy, zdaniem demokratki oczywiście, chcieliby wiedzieć, czy Donald Trump ustąpi Władimirowi Putinowi, jak szybko to zrobi i czy Rosjanin zje go „na śniadanie”.

Niezależnie od tego, jakie są prawdziwe oczekiwania polskiej diaspory i czy w ogóle Ukraina ich obchodzi w kontekście wyborów, wrzucony w debacie temat będzie odbijał się echem przez najbliższe tygodnie, a ostatecznie może zmusić Trumpa do zajęcia wyraźniejszego stanowiska. Być może skłoni wyborców innego pochodzenia do zastanowienia się nad trwającą w Europie wojną i rolą Ameryki.

2.

Pogłębiając wątek relacji Trump–Putin, demokratka przypomniała umizgi 45. prezydenta do różnych nieprzyjaznych Ameryce dyktatorów. Tak jak wcześniej na partyjnej konwencji oskarżyła go o słabość, uległość, podatność na pochlebstwa i manipulacje. Trump, prawdopodobnie nieświadomie, strzelił sobie w kolano, cytując na własną obronę skompromitowanego w Europie i w całym demokratycznym Zachodzie premiera Węgier Viktora Orbána, który miał mówić, że Chiny, Rosja i Korea Północna boją się tylko Trumpa, a demokratyczną administrację ogrywają.

Reklama