Świat

Czy Rosja chce pokoju? Jaki plan ma Putin? Nie każda wojna kończy się negocjacjami

Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski President Of Ukraine / Flickr CC by SA
Wojna trwa i nie ma poważnej platformy negocjacyjnej. I właśnie w kontynuacji tej wojny tkwi więcej logiki niż w ciągłych politycznych zaklęciach, że „każda wojna kończy się przy stole negocjacyjnym”.

Od wielu miesięcy, nawet na tle postępów wojsk rosyjskich na terytorium obwodu donieckiego Ukrainy oraz niespodziewanego dla Moskwy posunięcia wojsk ukraińskich na terytorium obwodu kurskiego Rosji, toczą się dyskusje, jak miałyby wyglądać negocjacje rosyjsko-ukraińskie. O rozmowach mówią również liderzy walczących państw, choć ich oświadczenia są często sprzeczne. Na przykład Wołodymyr Zełenski czasem wspomina o możliwości zaproszenia rosyjskich przedstawicieli na drugi szczyt pokojowy, a innym razem stwierdza – zwłaszcza po masowych ostrzałach Ukrainy – że żadne negocjacje z Putinem nie są możliwe. Prezydent Rosji raz twierdzi, że warunkiem rozmów jest wycofanie wojsk ukraińskich z nieokupowanych części obwodów donieckiego, ługańskiego, chersońskiego i zaporoskiego, innym razem, że podstawą negocjacji mają być rzekomo już parafowane porozumienia ze Stambułu, osiągnięte jeszcze w 2022 r.

„Negocjacje” i „plany pokojowe”

Jednakże te sprzeczności mają swoje wyjaśnienie. Ani w Kijowie, ani tym bardziej w Moskwie nie traktuje się negocjacji jako realnej opcji, ale obie strony widzą, że ich sojusznicy podchodzą do takich konsultacji poważnie – nieprzypadkowo na Zachodzie powtarzają, że „każda wojna kończy się przy stole negocjacyjnym”, a Chiny i Brazylia co rusz proponują kolejne „plany pokojowe”.

Z tego względu stronom zależy na pokazaniu własnej pokojowej postawy i przedstawieniu niechęci do negocjacji w oczach przeciwnika. Gdy Zełenski inicjuje szczyt pokojowy, na którym na pierwszy rzut oka nic się nie dzieje, poza wymianą uścisków dłoni i robieniem zdjęć, pokazuje, że jest gotów sięgnąć po szeroką międzynarodową publiczność dla negocjacji. Kiedy Putin na Wschodnim Forum Ekonomicznym wspomina o negocjacjach i nawet wymienia kraje Globalnego Południa, które mogłyby być mediatorami między Moskwą a Kijowem, sygnalizuje swoim partnerom, że docenia ich wysiłki w formułowaniu kolejnych „planów pokojowych”.

Tymczasem wojna trwa i nie ma poważnej platformy negocjacyjnej. I właśnie w kontynuacji tej wojny tkwi więcej logiki niż w ciągłych politycznych zaklęciach, że „każda wojna kończy się przy stole negocjacyjnym”. Chociażby dlatego, że nie każda wojna kończy się negocjacjami. Są wojny, które kończą się kapitulacją i zniszczeniem przeciwnika – i to właśnie taki scenariusz interesuje Putina. Są wojny, które kończą się nie negocjacjami, a wyczerpaniem zasobów obu stron. I są wojny, które nigdy się nie kończą, stając się permanentnym stanem dla krajów zaangażowanych w konflikt.

Rosja będzie walczyć do końca

Można by poważnie mówić o zakończeniu rosyjsko-ukraińskiej wojny, gdyby był to klasyczny konflikt terytorialny, gdyby Rosję naprawdę interesował Krym czy Donbas. Jednak dla Rosji Krym i Donbas to jedynie przyczółki do zdobycia lub wciągnięcia do swojej strefy wpływów całej Ukrainy.

A Ukraina jest kluczem do odzyskania geopolitycznej roli, jaką zdaniem Putina jego kraj odgrywał przed „największą geopolityczną katastrofą XX w.” – upadkiem Związku Radzieckiego. Dlatego Putin będzie walczyć o odbudowę tej pozycji – a więc o zniknięcie Ukrainy i prawdopodobnie innych byłych republik radzieckich – tak długo, jak długo starczy mu sił.

Nie jest więc jasne, z czego miałaby zrezygnować Ukraina, by osiągnąć pokój z Moskwą. W Moskwie ten warunek jasno sformułował były prezydent Rosji i wiceprzewodniczący Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej Dmitrij Miedwiediew: aby zakończyć wojnę, Ukraina musi… przyłączyć się do Rosji. I to nie jest żart ani próba podbicia stawki przed potencjalnymi negocjacjami. To jest realny cel.

Dlatego ci, którzy rozważają dalszy rozwój sytuacji, muszą zrozumieć jedną prostą prawdę: Rosja będzie prowadzić wojnę, dopóki będzie miała wystarczające zasoby ekonomiczne i militarne, oraz jest gotowa zapłacić każdą cenę za przywrócenie „geopolitycznej roli” w fantazjach Putina i jego rodaków. W związku z tym głównym zadaniem na rzecz zakończenia wojny w przyszłości nie jest poszukiwanie formuły nieistniejących negocjacji, lecz doprowadzenie do wyczerpania zasobów Rosji i przetrwania Ukrainy, przy czym Rosja zrobi wszystko, aby osłabić swojego sąsiada.

Jeśli okaże się, że wojska rosyjskie stracą możliwość dalszego postępu na terytorium Ukrainy, a rosyjskie ostrzały nie doprowadzą do przekształcenia Ukrainy w „infrastrukturę pustyni” i jednocześnie sytuacja gospodarcza w Rosji będzie się pogarszać, może pojawić się realna możliwość zawieszenia broni na linii rozgraniczenia stron. A po tym zawieszeniu broni wszystko będzie zależało nie od Ukrainy, ale od Zachodu.

Wojna jeszcze bardziej niszczycielska

Jeśli Zachód zdecyduje się na przyjęcie Ukrainy do NATO i zapewnienie naszemu krajowi wyraźnych, a nie tylko deklaratywnych gwarancji bezpieczeństwa, to wojna nie zostanie wznowiona. Wtedy trzeba będzie zastanowić się nad politycznym rozwiązaniem kwestii przywrócenia integralności terytorialnej Ukrainy oraz przestrzegania prawa międzynarodowego w przyszłości.

Jeśli takie gwarancje nie zostaną zapewnione, wojna między Rosją a Ukrainą może rozpocząć się na nowo, gdy Rosja odzyska siły, a w kraju będzie trwał autorytarny reżim czekistowski. I ta wojna będzie jeszcze bardziej niszczycielska i niebezpieczna dla stabilności w Europie niż konflikt, którego jesteśmy świadkami dzisiaj.

***

Witalij Portnikow jest publicystą, członkiem ukraińskiego Pen Clubu oraz Future of Ukraine Fellow w programie Visegrad Insight, Fundacji Res Publica. Artykuł powstał w ramach programu współpracy między głównymi tytułami prasowymi w Europie Środkowej prowadzonego przez Visegrad Insight i Fundację Res Publica. Został opublikowany także w angielskiej wersji językowej na Visegrad Insight. © Visegrad Insight © Fundacja Res Publica

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyznania nawróconego katechety. „Dwie osoby na religii? Kościół reaguje histerycznie, to ślepa uliczka”

Problem religii w szkole był przez biskupów ignorowany, a teraz podnoszą krzyk – mówi Cezary Gawryś, filozof, teolog i były nauczyciel religii.

Jakub Halcewicz
09.09.2024
Reklama