Kalkulator i inni
Polski„kalkulator”, znawca brukselskich korytarzy. Kim jest przyszły komisarz Piotr Serafin
Donald Tusk już w sierpniu uzgodnił nieoficjalnie z Ursulą von der Leyen tekę budżetową dla Piotra Serafina, dotychczasowego przedstawiciela Polski przy UE. Szefowa Komisji Europejskiej, którą europosłowie w lipcu zatwierdzili na drugą kadencję, zapowiedziała, że właśnie w tych dniach – w połowie września – ogłosi podział stanowisk na lata 2024–29. Gdy zamykaliśmy ten numer POLITYKI, stanowisko dla Serafina wydawało się niezagrożone. Nie zanosi się też, by Polak mógł mieć kłopoty w europarlamencie, który tej jesieni powinien zagłosować nad całym składem nowej Komisji.
Serafin będzie piątym pełnowymiarowym komisarzem z Polski – po Danucie Hübner (2004–09), Januszu Lewandowskim (2010–14), Elżbiecie Bieńkowskiej (2014–19) i Januszu Wojciechowskim (2019–24). Do nich trzeba dodać dwóch paromiesięcznych komisarzy – Pawła Sameckiego i Jacka Dominika – wskakujących na samą końcówkę kadencji Komisji w miejsce odchodzących do europarlamentu Hübner i Lewandowskiego.
Jak oni wszyscy sobie poradzili na tle komisarzy z innych krajów? Poszczególne państwa grają o teki odpowiadające ich znaczeniu, interesom oraz ambicjom w UE. A potem liczą, że komisarz ułatwi im lepszy wgląd w prace Komisji. I że będzie w sposób naturalny prezentować swą narodową „wrażliwość”. Ale na rzeczywistą rangę członka kolegialnej w końcu Komisji wpływa też jego wiedza, siła przebicia, umiejętność gry politycznej i oczywiście jego brukselskie kontakty.
To właśnie dzięki takim zdolnościom Kristalina Georgijewa z Bułgarii, która w 2010 r. zaczynała jako komisarz ds. pomocy humanitarnej (słaba teka, słaby kraj), awansowała do „resortu” budżetowego, potem odeszła do Banku Światowego, a teraz kieruje Międzynarodowym Funduszem Walutowym.