Generał drapieżnik
Taktyka i matematyka generała drapieżnika. Syrski znów znalazł słaby punkt Rosjan. Dobrze ich zna
Nie pierwszy raz generał Ołeksandr Syrski znalazł i wykorzystał słaby punkt Rosjan, których tak dobrze zna. Po miesiącu od rozpoczęcia działań w obwodzie kurskim Ukraina nadal okupuje wycinek terytorium Rosji, która wciąż jest tam w defensywie, choć tempo ukraińskiej inwazji wyraźnie spadło. Kijów zadowala się kontrolowaniem obszaru wielkości trzech Warszaw i najwyraźniej trzyma go jako kartę przetargową. Wymienia z Rosją wziętych jeńców (poddało się ich ponad 500) i mówi o tworzeniu własnej „strefy buforowej”.
To musi wywoływać na Kremlu zgrzytanie zębów, bo Rosja nie osiągnęła porównywalnych sukcesów pod Charkowem. Ale nie skłoniło to też rosyjskiego sztabu do masowych przesunięć wojsk z Donbasu i tam rosyjskie natarcie wciąż trwa.
Ukraina wdarła się na ponad 30 km w głąb Rosji, nieniepokojona zniszczyła mosty na rzece Sejm, przez co odcięła możliwość kontrataku i dostaw zaopatrzenia. Ustanowiła lokalne centrum operacji w Sudży po rosyjskiej stronie granicy. I najwyraźniej wcale nie zbiera się do odwrotu. Operacja jest więc bezprecedensowa, ale ograniczona do obszaru, jaki da się Ukrainie przez jakiś czas utrzymać – wygląda na matematycznie wyliczoną przez ukraińskiego głównodowodzącego.
Gen. Syrskiemu daleko do osobowości, postury, popularności i jowialności Walerija Załużnego. Wielki – dosłownie i w przenośni – ukraiński dowódca z pierwszych dwóch lat wojny był typem „generała żołnierzy”, najlepszego przyjaciela od pierwszych minut znajomości, niezależnie od rang. Syrski jest o głowę niższy, szczuplejszy, bardziej wysportowany i mniej towarzyski od Załużnego. To inny typ człowieka i dowódcy – brakuje mu popularności poprzednika, ale jego dokonania taktyczne i operacyjne od dawna budziły powszechny szacunek.