Świat

Dlaczego Mongolia nie aresztuje Putina? Rosyjski dyktator znów przejechał prętem po klatce

Władimir Putin w Mongolii, 3 września 2024 r. Władimir Putin w Mongolii, 3 września 2024 r. Byambasuren Byamba-Ochir / AFP / East News
Władimir Putin pierwszy raz odwiedza kraj, który jest sygnatariuszem statutu rzymskiego. Oznacza to, że na jego terenie obowiązują decyzje Międzynarodowego Trybunału Karnego i powinien zostać aresztowany. Ale Mongolia tego nie robi.

Żeby zrozumieć sytuację, w jakiej znalazł się rząd Mongolii, trzeba zrobić krótki przypis o zasadach funkcjonowania międzynarodowych sądów i trybunałów, zwłaszcza Międzynarodowego Trybunału Karnego. Instytucja ma siedzibę w holenderskiej Hadze, jej dokumentem założycielskim jest podpisany w 1998 r. statut rzymski. Kraje, które go parafowały i ratyfikowały, są objęte jurysdykcją MTK. Podpisy do tej pory złożyło 124 przywódców, ale tylko 60 państw przeprowadziło proces ratyfikacji. Nie ma wśród nich Rosji, Chin, ale też Izraela czy Stanów Zjednoczonych. Co więcej, USA pod rządami George’a W. Busha wprowadziły własną legislację, która zabrania jakimkolwiek zagranicznym organom sądzić amerykańskich żołnierzy za cokolwiek, co zrobili na służbie.

Bezsilny MTK, buńczuczni dyktatorzy

MTK, podobnie jak inne tego rodzaju instytucje, krytykowany jest niemal przy każdej okazji. Najczęściej padają zarzuty o nieskuteczność, długotrwałe procesy i brak wyroków skazujących. Trybunał wydał ich zaledwie 11 przez 22 lata. Krytycy wskazują też na wybiórcze procesy, co po części jest spowodowane wspomnianym już brakiem jurysdykcji w wielu krajach. Dla wielu jest to zarazem gest stricte polityczny, bo przed sądem stawali wyłącznie ludzie z Afryki – tymczasem polityków z Europy, Ameryki Południowej czy Bliskiego Wschodu pozostawia się na wolności. Lista pretensji jest długa, zawiera zarzuty o neokolonializm, odbieranie sprawiedliwości ofiarom i ich rodzinom poprzez przenoszenie procesów do Europy, ignorowanie lokalnych porządków prawnych. A przede wszystkim – kompletną niemoc w obliczu łamania prawa przez coraz bardziej buńczucznych przywódców.

Dobrym przykładem jest Władimir Putin, ale też premier Izraela Beniamin Netanjahu. Nie istnieje skuteczny sposób, by pociągnąć go do odpowiedzialności za działania Sił Obrony Izraela (IDF) w Gazie. A ponieważ liderów takich jak on, otwarcie ignorujących globalny porządek na niwie legalnej i politycznej, jest coraz więcej, zasadne wydaje się pytanie, które w formie retorycznej kilka miesięcy temu na łamach magazynu „The Atlantic” zadała Anne Applebaum. W eseju pt. „Nie ma już zasad” argumentowała, że jednym z głównych dowodów słabości Zachodu i upadku powojennego ładu jest to, że etyczne wartości, na których został zbudowany, są powszechnie ignorowane, i to całkowicie bezkarnie.

Czytaj też: Czy winni zbrodni w Buczy zostaną ukarani?

Putin na czerwonym dywanie

Trudno się z tym nie zgodzić, patrząc na przebieg wizyty Putina w Mongolii. Kraj teoretycznie jest objęty jurysdykcją MTK, więc wydany 17 marca 2023 r. nakaz aresztowania obowiązuje go w całej rozciągłości. Do aresztowania rosyjskiego przywódcy otwarcie nawoływała społeczność międzynarodowa. Mówili o tym prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski, szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen oraz przedstawiciele samego MTK. Władze Mongolii poparły, razem z rządami 93 innych krajów, stanowisko trybunału w sprawie innego nakazu aresztowania – wobec Netanjahu. Pokazuje to, że Ułan Bator nie jest tylko biernym członkiem międzynarodowej społeczności prawnej, ale się w nią angażuje. Tak przynajmniej politykę Mongolii interpretowali co niektórzy w Europie. I właśnie mocno się zawiedli.

Putin wylądował tu we wtorek, witany przez prezydenta Ukhnę Khurelsukha oraz szefową MSZ Batmunkh Battsetseg. Zdjęcia z powitania go na stołecznym lotnisku pokazują ceremonialny szpaler gwardii honorowej w mundurach przypominających stroje z czasów imperium Czyngis-chana. Kolejne punkty podróży obejmowały pokłon pod pomnikiem legendarnego imperatora i spotkanie w pałacu prezydenckim, a także uczestnictwo Putina w obchodach 85. rocznicy zwycięstwa sowieckich i mongolskich wojsk nad armią Japonii, wówczas okupującą Mandżurię. Nic nie wskazuje, żeby w trakcie jego pobytu u południowego sąsiada miało dojść do aresztowania albo chociaż konfrontacji na temat zarzutów MTK.

Dlaczego? Z prostych przyczyn – trybunał nie ma żadnych instrumentów pozwalających na egzekwowanie przez sygnatariuszy postanowień statutu rzymskiego. W każdym przypadku polega na współpracy władz lokalnych: albo tych, które aresztują własnych obywateli, albo innych, bardziej od Mongolii przywiązanych do litery prawa międzynarodowego.

Można sobie wyobrazić, że gdyby Putin udał się z wizytą do Polski, Norwegii czy Holandii, prawdopodobieństwo aresztu byłoby znacznie wyższe. Władze w Ułan Bator ewidentnie nie zamierzają jednak ryzykować swoich relacji z potężniejszym sąsiadem w imię zasad, w które zapewne same nie do końca wierzą. Biuro rzecznika MTK zatem powtarza, że Haga liczy na właściwą postawę Mongolii. I nic z tego nie wynika.

Czytaj też: Trybunał w Hadze zamraża wojnę Putina. Czy skutecznie?

Rosję z Mongolią łączą interesy

Tymczasem partnerstwo Rosji i Mongolii dla obu stron jest niemal strategiczne. To już 12. oficjalna wizyta rosyjskiego prezydenta w Mongolii od upadku ZSRR. W geście dobrej woli na początku lat 90. Moskwa umorzyła też 98 proc. długu, który Ułan Bator zaciągnął u sowieckich towarzyszy. Mongolia nadal importuje rosyjską ropę i gaz, od lat rozwijane są współprace spółek w zakresie wydobycia metali rzadkich, których jest tu całkiem sporo. Kwitnie wymiana handlowa i edukacyjna. Kilkanaście tysięcy Rosjan uciekło też tutaj w pierwszych miesiącach wojny w Ukrainie, by uniknąć powołania do wojska.

W drugą stronę podróżują ci, którzy w Rosji szukają zatrudnienia, wpasowując się w szerszy trend migracji zarobkowej z Azji Centralnej do kraju Putina. Biorąc pod uwagę, że Mongolia musi cały czas balansować między Chinami i Rosją, walcząc przy tym o zachowanie niezależności, z praktycznego punktu widzenia ciężko było spodziewać się od władz w Ułan Bator ruchu tak znaczącego jak aresztowanie rosyjskiego przywódcy.

Putin doskonale o tym wie – i zapewne dlatego w ogóle do Mongolii pojechał. Po raz kolejny „przejechał prętem po klatce” europejskich i amerykańskich liberałów, przywiązanych do zasad powojennego globalnego ładu. Jedną z nich było przeświadczenie, że jeśli podpisuje się umowy, to trzeba ich dotrzymywać. Jak widać, nie tylko przywódcy pokroju Putina i Netanjahu ignorują ten fakt. Robią to też ci politycy, którzy są w mniejszym lub większym stopniu od nich zależni. A rozwój alternatywnych wobec zachodnich formatów dyplomatycznych, jak chociażby BRICS+, tylko to grono poszerza. Zachód musi znaleźć skuteczniejsze metody, żeby egzekwować swoje prawa. Słowa na papierze, nawet podpisanym przez przedstawicieli własnego kraju, na nikim nie robią już wrażenia.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyznania nawróconego katechety. „Dwie osoby na religii? Kościół reaguje histerycznie, to ślepa uliczka”

Problem religii w szkole był przez biskupów ignorowany, a teraz podnoszą krzyk – mówi Cezary Gawryś, filozof, teolog i były nauczyciel religii.

Jakub Halcewicz
09.09.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną