Sytuacja musi być poważna, jeśli w kwestii pornograficznych deepfake’ów na specjalnym posiedzeniu rządu, transmitowanym przez telewizję, ostro interweniuje południowokoreański prezydent Yoon Suk-yeol.
Rzecz dotyczy rosnącej fali filmików pojawiających się w sieci, wykorzystujących autentyczne wizerunki, wklejane cyfrowo w pornograficzny kontekst. Ofiarami padają głównie gwiazdy K-popu i aktorki, ale też uczennice i nauczycielki, studentki i kobiecy personel wojskowy, co – jak ogłoszono – podważa prestiż sił bezpieczeństwa. Według oficjalnych danych takich przypadków było w tym roku blisko 300, ale liczby wydają się mocno zaniżone. Tylko jedno z wyspecjalizowanych kont na Telegramie (według „Guardiana”) grupuje 220 tys. obserwatorów: jedni podrzucają wizerunki znajomych, inni preparują z nich pornofałszywki i wszyscy się nimi wymieniają.
Zdaniem analityków Korea Południowa przewodzi w tym procederze. W przeszłości odnotowano tu już czarną serię cyberprzestępstw o podłożu seksualnym, zwanych molka (podglądanie ukrytymi kamerami, także w damskich szatniach i toaletach). Głośna też była sprawa działającej na Telegramie siatki szantażującej głównie osoby nieletnie, rozbitej w 2020 r. (jej boss, Cho Jun-bin, skazany został na 42 lata więzienia). Skąd ta nadaktywność? W hierarchicznym i mocno zmaskulinizowanym społeczeństwie mężczyźni nie radzą sobie z rosnącą siłą kobiet, a te z kolei, odrabiając zaległości, szybko się emancypują. Stąd np. rosnąca popularność ruchu 4B, „czterech nie”: nie – małżeństwu, nie – flirtowaniu, nie – relacjom seksualnym z mężczyznami, nie – posiadaniu dzieci. Za szybko to się zmienia, jak na przyzwyczajenia patriarchatu.