Świat

Skrajna prawica u władzy. Wybory w Saksonii i Turyngii to trzęsienie ziemi: dla Niemiec i Zachodu

Björn Höcke, lider skrajnie prawicowej AfD, podczas wiecu dzień przed wyborami. 31 sierpnia 2024 r. Björn Höcke, lider skrajnie prawicowej AfD, podczas wiecu dzień przed wyborami. 31 sierpnia 2024 r. Wolfgang Rattay / Forum
Ponad 40 proc. głosów w Saksonii i prawie połowa w Turyngii przypadła partiom otwarcie antysystemowym. Jakie będą tego konsekwencje? Czy rząd Scholza upadnie i Niemcom grożą przedterminowe wybory?

Przewodniczący Konferencji Episkopatu Niemiec bp Georg Bätzing apelował przed wyborami w Saksonii i Turyngii o niegłosowanie na Alternatywę dla Niemiec (AfD) i Sojusz Sahry Wagenknecht (BSW). Zasiadającą w jednej frakcji w Parlamencie Europejskim z posłami polskiej Konfederacji AfD biskup określił jako partię o programie „sprzecznym z podstawowymi zasadami chrześcijaństwa” i przez to „niewybieralną” dla katolików.

Apele biskupów na niewiele się zdały – czemu trudno się dziwić, skoro jedynie 8 proc. mieszkańców Turyngii i 4 proc. Saksończyków to katolicy, którzy wraz z ewangelikami tworzą w obydwu landach liczącą około jednej czwartej chrześcijańską mniejszość. Większość stanowią ateiści.

Niedzielne wybory w Turyngii wyraźnie wygrała AfD przed CDU, BSW, Die Linke oraz SPD. Zieloni nie przekroczyli progu. W Saksonii niewielką przewagę przed AfD udało się utrzymać chadekom. Słabiej wypadła przy tym BSW. SPD i Zieloni weszli do landtagu z silniejszym poparciem niż w Turyngii, a Die Linke nie przekroczyła progu. Dzięki temu w Saksonii istnieje szansa na kontynuację obecnej umiarkowanej koalicji, podczas gdy Turyngia stoi u progu poważnego kryzysu.

Czytaj też: Die Reichsbürger, obywatele innych Niemiec. Groźni fanatycy czy foliarze?

AfD w Saksonii i Turyngii: mniejszość blokująca

Wyniki tych wyborów regionalnych oznaczają dla niemieckiej polityki trzęsienie ziemi. Bezpośrednią ich konsekwencją będą problemy ze stworzeniem rządów landowych, szczególnie w Turyngii, co poprzez Bundesrat, którego członków mianują właśnie landy, przełoży się na poziom federalny. Nie doprowadzi to oczywiście do załamania systemu. Saksonia i Turyngia mają w Bundesracie po czterech przedstawicieli (czyli łącznie 8 z 69 członków), ale budowanie większości dla targanej kłótniami koalicji Scholza będzie jeszcze trudniejsze niż dotychczas.

Ponad 40 proc. głosów w Saksonii i prawie połowa w Turyngii przypadła partiom otwarcie antysystemowym, AfD i BSW. Już sama AfD zdobędzie w obydwu landach prawdopodobnie ponad jedną trzecią mandatów, uzyskując mniejszość blokującą (Sperrminorität). Będzie mieć wpływ na obsadę stanowisk sędziowskich oraz weto w razie wprowadzenia stanu wyjątkowego lub zmiany konstytucji landowych. Kwestia wpływu na sądownictwo budzi obawy komentatorów budujących porównania z okresem rządów PiS w Polsce. Jako najsilniejsza partia w landtagu Turyngii AfD ma także prawo nominować swojego przedstawiciela na przewodniczącego izby. Nawet jeśli nie uzyska on większości, przepychanki wokół tej decyzji i spodziewany spór prawny mogą na pewien czas sparaliżować pracę landtagu i zostać wykorzystane przez Alternatywę do budowy mitu o elitach kurczowo trzymających się władzy i nierespektujących woli wyborców.

Wobec rekordowo wysokiego poparcia dla AfD i BSW stworzenie koalicji rządzących będzie sporym wyzwaniem. W Dreźnie matematycznie większość mają partie umiarkowane, najbardziej prawdopodobną opcją jest kontynuacja obecnej współpracy CDU z SPD i Zielonymi. Premier Saksonii i lider CDU Michael Kretschmer starał się jednak w kampanii zachować jak największy dystans wobec szczególnie niepopularnych na wschodzie Zielonych. Ponowne otwarcie na współpracę z dotychczasowymi partnerami może oznaczać dla niego wizerunkowe straty.

W Turyngii sytuacja jest jeszcze bardziej skomplikowana, zresztą nie po raz pierwszy. Już od wyborów w 2019 r. w Erfurcie panuje pat pomiędzy trzema niezdolnymi do współpracy obozami politycznymi. Krajem związkowym rządzi mniejszościowa koalicja neokomunistycznej Die Linke z SPD i Zielonymi, która mogła powstać tylko dzięki paktowi stabilizacyjnemu z formalnie opozycyjną CDU. Liberalna FDP jest zaś na marginesie, odkąd w lutym 2020 jej kandydat Thomas Kemmerich został niespodziewanie wybrany na premiera głosami centroprawicy (CDU i FDP) oraz AfD.

Wobec braku możliwości stworzenia większości i oburzenia, także w centralach partyjnych chadeków i liberałów, Kemmerich po trzech dniach zrezygnował. W odbywających się nieco ponad dwa tygodnie później wyborach w Hamburgu FDP nie przekroczyło progu, co szybko okrzyknięto „efektem Kemmericha”. Jednym ze sprawców kryzysu w 2020 r. jest Björn Höcke, lider AfD, której członkowie w kluczowym głosowaniu niespodziewanie przerzucili poparcie z własnego kandydata na reprezentanta liberałów, skutecznie wywołując poważny wizerunkowy problem dla centroprawicy.

Czytaj też: Małe trzęsienia ziemi. Kto będzie teraz motorem Unii? I o co chodzi Europejczykom

Sahra Wagenknecht: brunatny odcień socjalizmu

Wraz z pojawieniem się BSW, założonego przez byłą członkinię Die Linke Sahrę Wagenknecht, w układance w Turyngii i Saksonii ujawnił się kolejny element zdolny odegrać rolę „języczka u wagi”. To od ugrupowania Wagenknecht będzie zależało, czy uda się skleić jakiś rząd mniejszościowy z partiami umiarkowanymi, czy też dojdzie do rządu z udziałem AfD. To, co było w 2020 r. jeszcze kompletnym tabu i zaszkodziło wizerunkowi umiarkowanej centroprawicy, może być łatwiejsze do wykonania teraz dla ugrupowania, którego liderka należała niegdyś do radykalnej platformy komunistycznej w ramach postenerdowskiej PDS.

Sojusz Wagenknecht stał się obecnie obok AfD i CDU jednym z trzech filarów systemu partyjnego landów wschodnich. BSW zawdzięcza sukces niekonwencjonalnemu eksperymentowi programowemu, który streścić można w czterech punktach. Po pierwsze, BSW odrzuciła tożsamościowy dyskurs progresywnej lewicy, przechodząc na pozycje kompletnie mu przeciwne. Liderka ugrupowania stała się jedną z najzagorzalszych krytyczek tzw. cancel culture, oskarżając ugrupowania progresywne o tłamszenie wolności słowa. Jeśli dodamy do tego sprzeciw wobec zakazu produkcji samochodów z silnikami spalinowymi i nakazu montowania pomp ciepła, BSW może rywalizować z AfD o miano antytezy partii Zielonych.

Po drugie, BSW stanowi wyzwanie dla Linke i SPD, uważając się za spadkobierczynię lewicowej tradycji gospodarczej. W jej programie istotne miejsce zajmują takie kwestie jak podniesienie płacy minimalnej, podatek dla posiadaczy dużych majątków czy wsparcie dla spółdzielni mieszkaniowych.

Po trzecie, forsując lewicowy przekaz, partia stara się jednocześnie formułować go w mniej radykalny sposób, by zdobyć zaufanie klasy średniej. Wagenknecht chętnie spotyka się z właścicielami niewielkich firm. Jej ugrupowanie nie odrzuca nawet proponowanego przez CDU zwolnienia z podatku od zakupu nieruchomości dla osób kupujących pierwsze mieszkanie lub dom na własne potrzeby. Dla reszty lewicy, opowiadającej się raczej za subwencjonowaniem najmu niż wspieraniem własności, to pomysł kompletnie niezrozumiały. Także odrzucając używanie feminatywów, popierając ściślejszą kontrolę granic i konsekwentną deportację tzw. nielegalnych migrantów, BSW odchodzi od tradycyjnych argumentów niemieckiej lewicy i wysyła sygnał bardziej prawicowo zorientowanym wyborcom.

Czwarty komponent eksperymentu Wagenknecht może budzić z polskiej perspektywy największy niepokój. Jest nim radykalny sprzeciw wobec pomocy wojskowej dla Ukrainy, który jest jednym z wyrazów całkowitego odrzucenia transatlantyzmu, będącego od czasów Adenauera dogmatem niemieckiej polityki zagranicznej. We wprowadzeniu do saksońskiego programu swojego ugrupowania Wagenknecht powołuje się przy tym, co ciekawe, nie na tradycyjną retorykę skrajnej lewicy, ale na wypowiedzi papieża Franciszka. Wojna w Ukrainie to z perspektywy BSW jakiś daleki, kompletnie niezrozumiały konflikt. Wagenknecht pisze, że „miliardy z ciężko wypracowanych podatków są przepalane w konflikcie, w którym zamiast zwycięstwa chodzi już tylko o umieranie”. Proponuje zniesienie sankcji i pokojowe współistnienie z Rosją, które da wytchnienie niemieckim rodzinom cierpiącym przez wysokie ceny energii. Putin nie odgrywa w tej argumentacji żadnej roli. Jest bezwolnym obserwatorem machinacji Scholza próbującego przypodobać się hegemonowi z Waszyngtonu.

Wszystko to Wagenknecht podlewa sosem antyszczepionkowym, obiecując komisję śledczą w landtagu w sprawie ograniczeń pandemicznych i zapowiadając odszkodowania dla ofiar powikłań poszczepiennych. Zapomina przy tym dodać, że Saksonia miała wyjątkowo dużo zgonów w związku z covid-19 w porównaniu z innymi regionami Niemiec, ale dla elektoratu, o który walczy, to zupełnie nieistotna (i niegodna zaufania) statystyka.

Łącząc w dość niestandardowy sposób różne pozornie sprzeczne pozycje, stylizująca się na nową Różę Luksemburg Sahra Wagenknecht przedstawia wyborcom propozycję, którą można by opisać metaforycznie jako „socjalizm o brunatnym odcieniu czerwieni”. We wszystkich wspomnianych wyżej punktach poza lewicowymi postulatami gospodarczymi program BSW jest przy tym praktycznie identyczny z postulatami skrajnie prawicowej AfD.

Czytaj też: Niemiecki przełom. Czy „obronny fajtłapa” chce zmienić się w lidera NATO?

Premier Saksonii może być z siebie zadowolony

Wobec wzrostu popularności AfD i BSW CDU próbowało w obydwu landach stosować strategię maksymalnego zdystansowania się od centrali partyjnej w Berlinie, której przewodzi twardo wspierający Ukrainę Friedrich Merz. Lokalni chadecy unikali tematu pomocy militarnej, argumentując, że o polityce zagranicznej decyduje tak czy inaczej rząd federalny. Odnośnie do polityki migracyjnej stanowisko regionalnych struktur CDU nie różni się zaś znacznie od twardej linii proponowanej przez AfD i BSW. Odpowiada to coraz większej zgodności między niemieckimi partiami co do konieczności ograniczenia migracji. Proces ten przyspieszył szczególnie po zamachu w Solingen. Krytykowany przez niektórych kolegów z Zachodu premier Saksonii może być z siebie zadowolony.

Michael Kretschmer wyszedł z założenia, że wyborcy progresywni znaleźli się w sytuacji podbramkowej przy poparciu dla SPD i Zielonych oscylującym w pobliżu progu 5 proc. Istnieje co prawda furtka pozwalająca go ominąć – zdobycie co najmniej jednego mandatu w jednomandatowym okręgu wyborczym (systemy wyborcze Saksonii i Turyngii są podobne do mieszanego systemu stosowanego w wyborach do Bundestagu) – ale pewności nie ma. CDU działało więc w Saksonii dwutorowo. Z jednej strony flirtowało z retoryką populistów, a z drugiej zabiegało o elektorat progresywny, strasząc konsekwencjami pierwszego miejsca AfD.

W Turyngii, gdzie CDU jest słabsze, a Die Linke, z której wywodzi się premier Bodo Ramelow, znajduje się w głębokim kryzysie po secesji Wagenknecht, brakuje partii, której przypadłaby incumbency advantage, czyli nagroda dla ugrupowania sprawującego władzę. Od czasu wejścia do parlamentów krajów związkowych AfD mechanizm ten dość skutecznie budował przewagę najsilniejszej partii umiarkowanej w landach wschodnich, niezależnie od tego, czy była to CDU, SPD, czy Die Linke. Brak takiego punktu odniesienia to także jedna z przyczyn, dlaczego partie antysystemowe są w Erfurcie mocniejsze niż w Dreźnie.

Kolejnym problemem jest to, że ugrupowaniem, na które orientowali się wyborcy przeciwni Alternatywie dla Niemiec, była w Turyngii Die Linke, której spora część przeszła wraz z Wagenknecht właśnie do relatywizującego zagrożenie ze strony AfD BSW.

Czytaj też: Sahra Wagenknecht, madonna neokomunizmu

Niemcy: co teraz? Czy rząd Scholza upadnie?

Jakie będą wobec tego średnio- i długookresowe konsekwencje wyborów w Saksonii i Turyngii? Czy rząd Scholza upadnie i Niemcom grożą przedterminowe wybory? Myślę, że nie, tym bardziej po doświadczeniach Macrona, którego pochopna decyzja o rozwiązaniu Zgromadzenia Narodowego jeszcze bardziej skomplikowała sytuację polityczną we Francji. Rząd Scholza już jest w praktyce politycznym zombie bardziej starającym się zarządzać masą upadłościową, niż rządzić, ale ukształtowanemu w tradycji hanzeatyckiej Scholzowi niekoniecznie musi to przeszkadzać, a pomysłów na poprawę notowań koalicjantów brak.

Czy niemiecka demokracja jest zagrożona? Nie, w landach zachodnich rządzą cieszące się sporym poparciem stabilne koalicje na czele z przedstawicielami CDU i SPD. Kultura polityczna i system partyjny landów wschodnich będzie jednak coraz mocniej różnić się od tego, co znamy z zachodu. W przypadku CDU może wzrastać presja, aby zdystansować się od Zielonych, z którymi partia z powodzeniem rządzi m.in. w Nadrenii-Północnej Westfalii i Szlezwiku-Holsztynie. W ramach samej chadecji ma szansę umocnić się skrzydło konserwatywne skupione wokół Merza kosztem bardziej liberalnych „merkelistów”, jak premier Szlezwiku Günther czy premier Nadrenii Wüst. Może poza tym powstać wrażenie, że chadecja to już jedyna partia, która dysponuje sporym potencjałem we wszystkich regionach Niemiec.

Jakim zagrożeniem jest AfD i jej oskarżany o kontakty ze środowiskiem neonazistowskim lider w Turyngii Björn Höcke? Höcke uznawany jest za jednego z najbardziej radykalnych i jednocześnie skutecznych polityków Alternatywy. Chętnie posługuje się hasłami z czasów Trzeciej Rzeszy, a wyroki tylko wzmacniają jego popularność. Udało mu się przetrwać szereg prób wykluczenia z partii, ale też wzmocnić własną pozycję i stać się nieformalnym przywódcą oraz najbardziej rozpoznawalną twarzą ugrupowania. Stopniowa radykalizacja AfD, która następowała równolegle do kolejnych zmian przywództwa, zmieniła status Höckego z przedstawiciela prawego skrzydła w reprezentanta partyjnego mainstreamu.

Trwałym skutkiem sukcesu AfD jest przesunięcie granicy tego, co dopuszczalne w niemieckiej debacie publicznej. To na pewno ośmieliło osoby, które z obawy przed kontrowersyjnością poglądów starały się je do tej pory ukrywać. AfD skutecznie wykorzystała nieumiejętność prowadzenia otwartej, uczciwej dyskusji na temat migracji przez partie umiarkowane. Teraz to się mści, gdy radykałowie z Alternatywy powtarzają, że jako pierwsi ostrzegali o problemach, próbując jednocześnie przekonywać, że przekłada się to na trafność proponowanych przez nich recept także w innych dziedzinach. I to jest chyba najważniejsza lekcja dla nas wszystkich. Przemilczanie zagrożeń może okazać się bardziej niebezpieczne niż ich otwarte nazywanie. Polityka nie powinna być cyniczna i niemoralna, ale jeśli neguje rzeczywistość, bujając w obłokach idealizmu, może torować drogę do władzy politykom cynicznym i niemoralnym.

Czy to oznacza, że Höcke stoi u progu marszu po władzę w Berlinie? Nie, zwycięstwo w raczej marginalnej politycznie Turyngii niczego nie przesądza, ale to, czy i jakie otworzą się przed nim możliwości, zależy od decyzji podjętych przez pozostałe partie. Bez koalicjantów Höcke i AfD pozostaną regionalnym fenomenem, elementem egzotyki Niemiec Wschodnich. Stosowany w Niemczech system wyborczy zakłada praktycznie pełną proporcjonalność. Oznacza to, że inaczej niż np. w polskich wyborach do Sejmu w wyborach do Bundestagu partie, które przekroczyły próg, uzyskują reprezentację proporcjonalną do liczby oddanych na nie głosów. W rezultacie rządzi niekoniecznie ten, kto uzyskał największe poparcie, ale partia, która potrafi dogadywać się z innymi. Na tym polegał właśnie sukces Hitlera, którego NSDAP nigdy nie zdobyła samodzielnej większości, ale znalazła koalicjanta w postaci monarchistycznych nostalgików z DNVP.

Powstanie większościowej koalicji z udziałem BSW mogłoby być pierwszym sygnałem ostrzegawczym, ale z konsekwencjami jak na razie jedynie dla landów wschodnich. Mogłoby także mieć bezpośredni wpływ na spadek poparcia dla BSW w wyborach w Brandenburgii, które odbędą się za trzy tygodnie. Na ile ten scenariusz jest realny, zależy od Sahry Wagenknecht.

Dużo niebezpieczniejsze byłoby powstanie koalicji z udziałem AfD i CDU. Taki manewr byłby jednak niezwykle ryzykowny dla chadeków. Ich mieszczański elektorat z zachodu nie zaakceptowałby takiego rozwiązania i m.in. z tego powodu należy ten scenariusz włożyć raczej między bajki. Chadecy mieliby zbyt dużo do stracenia. Nie opłaca im się poświęcać mocnej przewagi w sondażach do Bundestagu i stabilnych większości w Nadrenii-Północnej Westfalii, Hesji czy Szlezwiku-Holsztynie, aby dzielić się władzą z nieprzychylnymi im radykałami w Dreźnie czy Erfurcie.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyznania nawróconego katechety. „Dwie osoby na religii? Kościół reaguje histerycznie, to ślepa uliczka”

Problem religii w szkole był przez biskupów ignorowany, a teraz podnoszą krzyk – mówi Cezary Gawryś, filozof, teolog i były nauczyciel religii.

Jakub Halcewicz
09.09.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną