Świat

Brazylia idzie na wojnę z Muskiem i wyciąga wtyczkę. Nikt tu nie jest do końca bez winy

Sąd Najwyższy podjął decyzję o zablokowaniu dostępu do platformy X od soboty 31 sierpnia. Sąd Najwyższy podjął decyzję o zablokowaniu dostępu do platformy X od soboty 31 sierpnia. Sebastiao Moreira / EFE / Forum
Sąd Najwyższy podjął decyzję o zablokowaniu dostępu do platformy X od soboty 31 sierpnia. To skutek odmowy wykonania polecenia sądowego, zgodnie z którym Elon Musk miał zdjąć z serwisu konta szerzące dezinformację.

Awantura trwała od kwietnia, ma kilka kontekstów – w tym polityczny – i nic nie jest w niej czarno-białe. Na pierwszy rzut oka historia wydaje się banalnie prosta. Oto amerykański miliarder, ewangelista wolności słowa w internecie, otrzymuje od sędziego z Brazylii nakaz prowadzenia skuteczniejszej moderacji na należącej do niego platformie. Byłoby to jednak sprzeczne z filozofią bogacza, który przy okazji nie chce też płacić kar nakładanych na inne jego biznesy.

Po drugiej stronie sporu, na jego nieszczęście, stoi inny heros, tyle że działający w obronie praworządności. Alexandre de Moraes z Sądu Najwyższego to człowiek daleko wykraczający poza salę sądową. Walka przyjmuje więc charakter ambicjonalny, a legislacja pozwala Moraesowi na wiele, nawet jeśli część decyzji musi sobie wyinterpretować. Wymiar sprawiedliwości straszy więc miliardera, a ten uważa, że stoi ponad prawem. Wreszcie sędziemu kończy się cierpliwość i wyciąga wtyczkę.

Moraes: sędzia, który ruszył autobusy

Tak przedstawiona historia z blokadą X w Brazylii nie byłaby ani ciekawa, ani warta wzmianki. Rzeczywistość jest jednak bardziej skomplikowana. Alexandre de Moraes to jeden z najważniejszych w kraju obrońców praworządności. Był zaciekłym krytykiem poprzedniego prezydenta, prawicowego populisty Jaira Bolsonaro – i pozostaje nim do dzisiaj. W ciągu ostatnich dwóch lat wydał co najmniej kilkanaście decyzji, które wzbudziły sporo kontrowersji. To on m.in. kazał policjantom wstrzymać kontrole autobusów na autostradach w dniu ostatnich wyborów prezydenckich – w większości jechali nimi wyborcy Ignacio Luli da Silvy, istniała więc obawa, że przychylne Bolsonaro służby będą chciały uniemożliwić im oddanie głosu.

Od czasu zmiany władzy w Brazylii de Moraes prowadzi jednoosobową krucjatę przeciwko temu, co zostało z rządów Bolsonaro. Zdarzało mu się wydawać nakazy aresztowania dla aktywistów bez postawienia im zarzutów. Decydował o zamknięciu kont w mediach społecznościowych bez uzasadnienia prawnego. Wszczynał postępowania przeciwko prawicowym politykom i influencerom na podstawie mocno wątpliwych poszlak. I sam nadzorował sprawę zaangażowania Bolsonaro w próbę przewrotu ze stycznia 2023 r. Wielu stawiało pytanie, czy może być obiektywny, skoro publicznie określał eksprezydenta „zagrożeniem dla demokracji”.

Jego walka z Muskiem i X jest wręcz książkowym przykładem tej polaryzacji. W kwietniu de Moraes nakazał zlikwidowanie 19 kont należących głównie do prawicowych influencerów; znalazł się też w tym gronie jeden parlamentarzysta. Podstawa prawna? Nieznana, bo nakazy są tajne, a sędzia ani razu nie zdecydował się ich upublicznić.

Musk odpowiedział, że X jest wolny od cenzury, i zamknięcia kont odmówił. Wbił też sędziemu szpilkę, mówiąc, że działa niezgodnie z brazylijskim prawem, choć w tym zakresie nie ma przecież żadnej wiedzy. Bitwa na oskarżenia trwała w najlepsze. De Moraes odparł, że „wolność słowa nie oznacza bezwarunkowego przyzwolenia na agresję”, i mnożył naciski.

Czytaj też: Elon i Donald, czyli stowarzyszenie dziwnych ludzi

Wielka kara za logowanie na X

W ubiegłym tygodniu konflikt jeszcze eskalował, bo Sąd Najwyższy zaczął grozić aresztami pracownikom X. Dział spraw publicznych platformy wydał oświadczenie, zachęcając Brazylijczyków do wyboru: Alexandre de Moraes albo demokracja. Musk dorzucił jeszcze trochę sarkazmu, porównując sędziego do Lorda Voldemorta, czarnego charakteru z serii książek o Harrym Potterze. Było już jasne, że do pokojowego rozwiązania sporu nie dojdzie. Sąd Najwyższy dał wprawdzie Muskowi kilka dni na wykonanie decyzji, ten jednak wolał zamknąć całe biuro X w Brazylii, niż skasować kontrowersyjne konta. De Moraes sięgnął więc po opcję nuklearną, zakazując dostępu do X na terenie całego kraju.

Formalnie aplikacji pilnuje brazylijski operator telekomunikacyjny. Gdyby jednak ktoś w Kraju Kawy zechciał się na X zalogować, np. za pomocą VPN, też czeka go kara. Może wynosić nawet ekwiwalent 9 tys. dol. dziennie. I tutaj znowu pojawiają się poważne wątpliwości. Taka kwota wydaje się całkowicie nieproporcjonalna do możliwej szkody, zwłaszcza z punktu widzenia zwykłego użytkownika platformy.

Czytaj też: Uwaga! Twitter za dolara! Czy media społecznościowe wkrótce będą płatne?

Musk losu Durowa nie podzieli

To nie pierwsze uderzenie popularnego sędziego w biznesy Muska w Brazylii. Wcześniej nałożył ponad 3 mln dol. kar na Starlink, spółkę zapewniającą satelitarną łączność internetową. Z powodu deficytów w infrastrukturze telekomunikacyjnej internet w wielu miejscach kraju jest towarem deficytowym, więc zestawy do połączeń satelitarnych, które oferuje Musk, stały się w ostatnich latach niezwykle popularne. Jak szacuje „New York Times”, Starlink ma w Brazylii ponad 250 tys. użytkowników. Zdaniem Sądu Najwyższego działalność firmy łamie szereg regulacji, zwłaszcza antymonopolowych. Choć oczywiście Musk się z taką oceną nie zgadza – i kar nie płaci.

Trudno przewidywać, jak zakończy się brazylijski rozdział walki ekscentrycznego miliardera właściwie z całym światem wierzącym w praworządność i chcącym regulować treści w sieci. To, co dzieje się w Ameryce Łacińskiej, jest tylko jedną z wielu odsłon tej wojny. Wcześniej w Australii Elon Musk też mierzył się z sądowymi nakazami ściągania z X nagrań pokazujących akty terroru – chodziło o atak na miejscowego biskupa. Konsekwentnie odmawiał realizacji decyzji, mówiąc na różne sposoby, że na X każdy może opublikować, co chce, i nie zostanie ukarany. Zaczyna to przypominać narrację, którą od dekady wokół innej platformy społecznościowej – Telegrama – buduje jego założyciel, 39-letni rosyjski miliarder Paweł Durow. Jemu nie udało się uniknąć długiej ręki wymiaru sprawiedliwości. Trafił do aresztu przedsądowego we Francji, a potem został wypuszczony za kaucją wynoszącą 5 mln euro – z zakazem opuszczania kraju. Mało prawdopodobne, by w jakimkolwiek kraju podobny los spotkał Muska, on jest stanowczo zbyt potężny.

Niemniej widać już bardzo wyraźnie, że rządy dają sobie coraz większe prawo do regulowania treści w internecie. Trudno stwierdzić, czy to dobrze, czy źle – dla rządów, dla internetu, dla samej demokracji. W niektórych przypadkach interwencje wydają się konieczne, ale spóźnione, brak decyzji prowadził do tragedii albo pozwalał na bezkarne szerzenie nienawiści czy, tak jak na Telegramie, otwartą działalność przestępczą. Gdzieniegdzie władze naruszają cienką granicę między ochroną obywateli a ograniczaniem wolności słowa. A ponieważ te wartości od zawsze są w konflikcie, salomonowego rozwiązania tu nie będzie.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyznania nawróconego katechety. „Dwie osoby na religii? Kościół reaguje histerycznie, to ślepa uliczka”

Problem religii w szkole był przez biskupów ignorowany, a teraz podnoszą krzyk – mówi Cezary Gawryś, filozof, teolog i były nauczyciel religii.

Jakub Halcewicz
09.09.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną