Z Polską nawiązał partnerstwo strategiczne, co jest zapowiedzią rozkręcenia niemrawej wymiany gospodarczej i zwiększenia skromnych inwestycji – nie przypadkiem indyjskich premierów nie było nad Wisłą od 45 lat. Szansę na nowe otwarcie dał kontekst wojny w Ukrainie i ogólnoeuropejskie, w tym polskie, rachuby, że wymiana gospodarcza z Indiami pomoże równoważyć uzależnienie handlowe od Chin. Na początek Polska oferuje pomoc w modernizacji radzieckiego uzbrojenia, stanowiącego ważną część indyjskiego arsenału.
Późniejsza podróż Modiego pociągiem do Kijowa to już zupełnie nowy rozdział w historii dyplomacji – wcześniej szefowie indyjskiego rządu niepodległej Ukrainy nie odwiedzali. Indie wyczuły szanse w tym, że prezydent Wołodymyr Zełenski szuka ewentualnych „brokerów” pokoju poza Zachodem, a akurat z Indiami w Moskwie się liczą. Władimir Putin ma z Modim niezłe relacje. Zachodnie sankcje sprawiły, że Indie stały się ważnym partnerem gospodarczym Rosji. Jednocześnie Indie to nie Chiny, które otwarcie wspierają Rosję.
Modi kluczy pod pretekstem tradycyjnej polityki niezaangażowania. Indie wcale nie są jednak neutralne. „Zajęliśmy stronę pokoju” – mówił w Kijowie Modi. Zełenski starał się go przekonać, że wobec rosyjskiej inwazji nikt szlachetny nie może stać obojętnie. Tym bardziej że na indyjskim premierze ciąży odium lipcowej wizyty u Putina, gdy ściskał się z nim, nazywał „drogim przyjacielem”, a w tym czasie rosyjska armia w ataku rakietowym zniszczyła kijowski szpital dziecięcy.
Premier Indii przedstawia się jako rzecznik interesów Globalnego Południa. To w sumie kilkadziesiąt państw na dorobku, z Afryki, Ameryki Południowej i Azji, które cierpią, gdy drożeje ropa naftowa albo utykają transporty ze zbożem z Rosji i Ukrainy.