Świat

Narendra Modi w Polsce i Ukrainie. Musi mieć powód, żeby tu być. Na co naprawdę liczą Indie?

Narendra Modi podczas spotkania z Donaldem Tuskiem, 22 sierpnia 2024 r. Narendra Modi podczas spotkania z Donaldem Tuskiem, 22 sierpnia 2024 r. Dawid Żuchowicz / Agencja Wyborcza.pl
Narendra Modi dotychczas nie widział potrzeby, by pofatygować się nad Wisłę. Przerwa pewnie byłaby jeszcze dłuższa, gdyby nie trwająca od prawie tysiąca dni inwazja Rosji na Ukrainę, przerysowująca globalne mapy.

Polska nawiązała z Indiami partnerstwo strategiczne. Przekładając z języka politycznego na ludzki: oznacza to wspólną deklarację, że oba państwa spróbują dźwignąć swoje stosunki na wszystkich możliwych polach na wyższy poziom. W przypadku Warszawy i New Delhi to nie będzie zadanie szczególnie skomplikowane, szybki sukces jest wręcz zapewniony.

Narendra Modi jest pierwszym od 45 lat premierem indyjskim nad Wisłą. W zasadzie nie jest to żadna kontynuacja stosunków czy odnowienie, bardziej ich nawiązanie.

Modi musi mieć powód

Sam Modi premierem pozostaje od dekady i dotychczas nie widział potrzeby, by pofatygować się nad Wisłę. Chodzi oczywiście o polski potencjał, skalę wymiany handlowej i inwestycji. Trochę się działo w PRL, później był zastój, dziś Polska jest celem emigracji zarobkowej tysięcy obywateli Indii, ale nadal niewielu polskich przedsiębiorców próbuje w Indiach prowadzić interesy, bo to rynek trudny, konkurencyjny i odległy.

Poza tym kierunek polski obsługiwany jest za pośrednictwem Unii Europejskiej. Rzeczpospolitą, jak wiele innych średnich i mniejszych krajów członkowskich, postrzega się jako część bloku. I tyle. Modi nie jest też przywódcą peregrynującym, musi mieć naprawdę dobry powód, by podróżować poza Azję i Oceanię, podwórka ostrej rywalizacji z Chinami. Jeśli ruszał się dalej, to raczej na wielostronne szczyty i spotkania w nowojorskiej siedzibie ONZ. W Europie odwiedzał tylko państwa ścisłego zachodu kontynentu (z naciskiem na Francję, Niemcy i Wielką Brytanię) oraz Grecję, Turcję i Szwecję.

Teraz przyszła pora na Polskę i Ukrainę. Przerwa pewnie byłaby jeszcze dłuższa, gdyby nie trwająca od prawie tysiąca dni inwazja Rosji na Ukrainę, przerysowująca globalne mapy. Modi chce się osobiście zaangażować – to słowa premiera Donalda Tuska – „w pokojowe, szybkie i sprawiedliwe zakończenie wojny w Ukrainie”. Stojący obok niego szef indyjskiego rządu tego stwierdzenia nie zdementował, więc chyba faktycznie chciałby odegrać większą rolę na najgorętszym obecnie odcinku międzynarodowej polityki. Tusk trochę zaklinał też rzeczywistość, gdy mówił, że nabrał więcej optymizmu, bo między Polską i Indiami nie ma konfliktu interesów.

Indie nie palą mostów z Putinem

Te są jednak oczywiste. Modi ściskający się z prezydentem Rosji Władimirem Putinem to kluczowe wyzwanie dla Polski, Ukrainy i całego Zachodu, próbującego sankcjami zniechęcić Putina do dalszej akcji ofensywnej. Tymczasem Indie należą do krajów, które system sankcyjny osłabiają, kupują rosyjską ropę i nie dołączają do głosów potępienia za zbrodnie popełniane przez żołnierzy i funkcjonariuszy.

Objaśnia się taką postawę tradycją Nowego Delhi, by nie palić mostów w stosunkach z autokratami pokroju Putina. W przypadku Rosji nie bez znaczenia jest jej marka jako strategicznego rywala Wielkiej Brytanii, która skolonizowała Indie. Później Rosja, w sowieckim wcieleniu, wspierała wysiłki modernizacyjne, pomagając zerwać z kolonialnym bagażem.

Z drugiej strony Indie musi niepokoić, że wojna w Ukrainie coraz bardziej zbliża Rosję do Chin. Te są indyjskim rywalem, a w sporach granicznych wręcz wrogiem. Inaczej żołnierze obu krajów nie okładaliby się od czasu do czasu kijami i kamieniami na spornych terytoriach. Tu sprawa nie sprowadza się jedynie do anegdoty, bo w ostatnich latach po obu stronach było w sumie kilkadziesiąt ofiar śmiertelnych.

Wojna w Ukrainie ma jeszcze inny wymiar. Indyjska armia kupowała sporo sowieckiego i rosyjskiego sprzętu, ale teraz przemysł zbrojeniowy Rosji produkuje głównie na front. Walki zweryfikowały też wartość rosyjskiej broni i teraz Indie stoją przed dylematem, skąd brać samoloty, czołgi i rakiety. Wiele wytwarzają same, ale mogą chcieć i coś od Polski, która ma spore doświadczenia w modernizacji broni sowieckiej.

Czytaj też: Indie i Chiny odjeżdżają Rosji. Skąd ta nagła wolta cichych sojuszników Putina?

Modi w Kijowie: będzie przełom?

Indyjskie wątpliwości co do Rosji mogą budzić pewne nadzieje, że w strategicznym konflikcie – opakowanym jako starcie demokracji z autorytaryzmem – Indie mimo wielu swoich wątpliwości i przyzwyczajeń będą jednak trzymały z Zachodem. Mimo że demokracja nie jest tu modelowa, Modi jest nacjonalistą, ma zapędy do jednowładztwa i brutalnie prześladuje mniejszości. Ważnym przełomem może być wizyta w Kijowie. Rosja stara się tzw. Globalnemu Południu przedstawić swoją inwazję jako uprzedzający cios w Stany Zjednoczone i cały Zachód, który nadal kieruje się imperialistycznymi i kolonialnymi żądzami. Zdjęcie Modiego w Kijowie tę narrację nieco osłabi.

W Europie mogą rezonować też nadzieje, że większe zaangażowanie Indii pozwoli na dalsze uniezależnianie się od Chin, postrzeganych coraz bardziej jako źródło niebezpieczeństw niż prostych szans. Przy czym Indie są partnerem kłopotliwym i trudnym. Urzędnicy Komisji Europejskiej, którzy uczestniczą w rozmowach z indyjskimi delegacjami np. o sprawach handlowych, podkreślają, że targi są zawsze ostre, a przedstawiciele New Delhi niezmiennie korzystają z tego, że Unia może i jest bogatsza, ale przyszłość należy właśnie do Indii.

Taka są ich trajektorie – demograficzna, wielkiego i młodego społeczeństwa oraz szybko rosnącej gospodarki. Modi jest politykiem z dużą sprawczością i na pewno warto inwestować w to, by Polska nie była dla niego bytem jedynie teoretycznym. By coś z wizyty w Polsce zapamiętał. By wiedział, gdzie Polska leży i jakie ma z grubsza interesy oraz możliwości. To samo dotyczy członków jego świty oraz, szerzej, całego indyjskiego establishmentu politycznego i gospodarczego.

I jeszcze jedno. Gdy premier Indii odwiedza Polskę, jego chiński odpowiednik składa wizyty w Rosji i Białorusi. Wymowna koincydencja.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyznania nawróconego katechety. „Dwie osoby na religii? Kościół reaguje histerycznie, to ślepa uliczka”

Problem religii w szkole był przez biskupów ignorowany, a teraz podnoszą krzyk – mówi Cezary Gawryś, filozof, teolog i były nauczyciel religii.

Jakub Halcewicz
09.09.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną