909. dzień wojny. Kursk osłabił Putina. Dlaczego Zachód tak ostrożnie obchodzi się z Rosją?
Zaatakowany kilka dni temu skład paliw w Proletarsku, ok. 170 km na wschód od Krasnodaru, nadal się pali. Doszczętnie spłonęło już trzynaście wielkich zbiorników (w słynnym pożarze rafinerii w Czechowicach-Dziedzicach w 1971 r. płonęły cztery podobne zbiorniki z ropą). Dym wszystko przysłonił i na podstawie zdjęć satelitarnych trudno ocenić, co się dzieje.
Ukraińskie wojska w obwodzie kurskim wciąż się posuwają, poszerzając zdobycze, obecnie oceniane na 1,25 tys. km kw. Po północnej stronie włamania biegnie rzeka Sejm. Ukraińcy niszczą mosty, żeby Rosjanie nie mogli odbierać zaopatrzenia. Niszczą też kolejno wznoszone mosty pontonowe. Izolacja pola walki w tym wypadku może się okazać skuteczna – rzeka, u nas mało znana, jest wielkości Odry.
Rosjanie ogłosili, że wykonali serię uderzeń lotniczych we wsi Wiszniewka po zachodniej stronie włamania. Rzucili do walki dwie brygady piechoty morskiej, 810. Brygadę z Floty Czarnomorskiej i 155. Brygadę z Floty Pacyfiku, podtrzymując tradycje wojny ojczyźnianej, gdy symbolem wysiłku obronnego był marynarz z zatopionego okrętu, walczący na lądzie z Mosinem w ręku. Z nich wyrastały potem pierwsze jednostki piechoty morskiej, choć w istocie głównym przeznaczeniem tej formacji jest wysadzanie desantów morskich. Ponieważ jednak Rosjanie, także dzięki Ukrainie, okrętów desantowych mają coraz mniej, piechotę morską rzuca się na ląd jak zwykłą piechotę wojsk zmechanizowanych. Aż chciałoby się zanucić serbską piosenkę ludową: samo daleko, samo daleko, daleko od moria! (tak daleko, tak daleko, daleko od morza).
W Rosji wybuchła tymczasem awantura, bo do walki w obwodzie kurskim słani są żołnierze służby zasadniczej.