Zbrodnia niewoli
Elektrowstrząsy i pozorowane egzekucje. Tak Rosjanie traktują ukraińskich jeńców
Alesia Bogdanowa nie miała kontaktu z ojcem od dwóch lat i trzech miesięcy. – Nie zapomnę jego zmęczonego spojrzenia i resztek krwi na twarzy. Mówił, że wszystko będzie dobrze – relacjonuje ostatnią wideorozmowę. Była już wówczas w Polsce, bo gdy Rosja zaatakowała Ukrainę na pełną skalę, tata kazał jej natychmiast uciekać. Z rodzinnego Berdiańska złapała ostatni autobus jadący z Mariupola do Polski. Oba miasta są dziś pod rosyjską okupacją.
Ihor Bogdanow przed wojną pracował w porcie. W 2014 r., gdy Rosja zaatakowała po raz pierwszy, dołączył jednak do obrońców Ukrainy. W 2022 r. brał udział w heroicznej obronie Mariupola. Na początku kwietnia razem z 276 żołnierzami 501. batalionu piechoty morskiej dostał się do niewoli. Rosja potwierdziła to Międzynarodowemu Czerwonemu Krzyżowi. Od tamtej pory rodzina nie ma z nim kontaktu.
Ukraińscy obrońcy Mariupola wytrzymali 86 dni rosyjskiego oblężenia. Tajemnicą pozostaje, ilu zginęło lub trafiło do niewoli. Liczbę tych ostatnich należy jednak szacować w tysiącach. – 21 maja tego roku Wład obchodził trzecie urodziny w piekle niewoli – mówi Halyna Striukowa, żona piechura z 36. brygady, z której ok. 1,2 tys. żołnierzy zostało schwytanych. Oprócz tysięcy wojskowych Rosjanie przetrzymują w więzieniach drugie tyle pielęgniarek, księży, dziennikarzy i innych cywilów, niektórych od 2014 r. Czerwony Krzyż szuka 28 tys. Ukraińców, których zaginięcie zgłosili bliscy.
Ostentacyjna przemoc
Schwytani żołnierze mają status jeńców wojennych. Rosja, jak wszystkie państwa świata, zobowiązała się do przestrzegania ich podstawowych praw, spisanych w III konwencji genewskiej. – Jeńców należy traktować niemal jak własnych żołnierzy – wyjaśnia specjalistka ds.