Tygrysy Europy
Jak się umościła skrajna prawica w Europie? Tygrysy znów muszą przełożyć wywrócenie stolika
Politycy PiS od czasu do czasu snują opowieści o tym, jak to prawica przejmie w końcu władzę nad Unią i nastąpi wielki powrót do „Europy Ojczyzn”, w której państwa narodowe odzyskają należną im rangę i porzucą te wszystkie okropieństwa w rodzaju Zielonego Ładu czy „ideologii gender”.
Elementem tej narracji jest bajka o nowej wielkiej frakcji w europarlamencie, która zjednoczy prawicowe partie z całej Europy i wreszcie przełamie wieloletnią dominację chadecji, socjalistów i liberałów. Życie brutalnie weryfikuje te scenariusze. Prawica, mimo sporych sukcesów wyborczych w wielu państwach Unii, w obecnej kadencji pozostanie, po pierwsze, zmarginalizowana, a po drugie – podzielona. Jak zwykle okazało się, że jedne partie są zbyt radykalne dla innych, że różni je stopień gotowości do kompromisów z liberalno-lewicowym mainstreamem, dzieli stosunek do Rosji i Ukrainy oraz partykularne interesy w polityce krajowej. I tak zamiast jednej dużej frakcji – potencjalnie największej w Parlamencie Europejskim – wykluły się dwie średnie i jedna malutka.
Nową grupę (Patrioci dla Europy), liczącą 84 europosłów, utworzyły Zjednoczenie Narodowe Marine Le Pen i Fidesz Viktora Orbána, z udziałem m.in. hiszpańskiego Vox i włoskiej Ligi. Ciut mniejsza (78 europosłów) jest istniejąca od 15 lat frakcja Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, w której największą siłą są Bracia Włosi premierki Włoch Giorgii Meloni. Najmniejszą frakcją jest zaś Europa Suwerennych Narodów (25 mandatów), w której najważniejsza jest skrajnie prawicowa Alternatywa dla Niemiec. Z tych trzech frakcji EKR jest najbardziej umiarkowana i tylko jej nie obejmuje pełny „kordon sanitarny”, tworzony przez partie głównego nurtu.
Jak się w tych podziałach odnalazła polska prawica – 20 europosłów PiS i sześciu Konfederacji?