Ursula von der Leyen w tajnym głosowaniu zdobyła 401 głosów przy wymaganym minimum 360 głosów w 719-osobowym Parlamencie Europejskim (jeden hiszpański deputowany jeszcze nie objął mandatu). Stanowiący oparcie dla Komisji Europejskiej sojusz trzech frakcji głównego nurtu, czyli centroprawicowej Europejskiej Partii Ludowej, centrolewicowych Socjalistów i Demokratów oraz liberalnego klubu Odnowić Europę, ma łącznie 401 europosłów.
Von der Leyen szefową KE. PiS tym razem przeciw
Doradcy von der Leyen szacowali, że ok. 10 proc. z nich zagłosuje przeciw i dlatego od paru tygodni intensywnie poszukiwali blisko 50 dodatkowych głosów. Na razie nie wiadomo, jak w Strasburgu zagłosowali europosłowie partii premier Włoch Giorgii Meloni, na których pozyskanie liczyła Niemka. Pomogło jej na pewno oficjalne poparcie 53-osobowego klubu zielonych. „Czy program von der Leyen jest wystarczająco zielony? Nie!” – zastrzegła współprzewodnicząca zielonych Terry Reintke. Ale powodem głosowania „za” było przeciwstawienie się skrajnej prawicy.
„Pięć lat temu mamiła nas pani luźnymi obietnicami. Ale teraz nie damy się nabrać. I długo oszukiwała nas pani w sprawie KPO!” – tłumaczył Joachim Brudziński w imieniu Zjednoczonej Prawicy, deklarującej głosowanie na „nie”. Jej europosłowie w 2019 r. poparli von der Leyen w ramach ugody wynegocjowanej w Warszawie z Jarosławem Kaczyńskim przez Paula Ziemiaka, ówczesnego sekretarza generalnego CDU. PiS liczył, że Bruksela odpuści Polsce sprawy praworządnościowe, na co von der Leyen była częściowo gotowa. Plany te zniweczyła eskalacja sporu ze strony ministra Zbigniewa Ziobry, który przedłożył m.in. projekt „ustawy kagańcowej”, co w Brukseli odebrano wręcz jako prowokację.
Nowa kadencja KE powinna zacząć się 1 listopada, ale nie jest to żelazny termin, można go przesunąć w razie problemów z zatwierdzeniem konkretnych komisarzy. Choć nieoficjalne rozmowy von der Leyen o obsadzie tek w nowej KE już trwają, to formalny nabór po jednym komisarzu z kraju UE zacznie się dopiero od dziś.
Listę kandydatów musi zatwierdzić Rada UE, a następnie europosłowie – zapewne od września – będą ich przesłuchiwać w komisjach europarlamentarnych, które zwykle wymuszają podmianę co najmniej jednego kandydata, powołując się na brak kompetencji lub konflikt interesów. Potem PE musi zatwierdzić skład całej Komisji, a na koniec nominację sformalizuje szczyt, do czego będzie potrzebna większość 20 krajów.
Czytaj też: Dlaczego Orbán poddał się tak szybko
Co i komu obiecała von der Leyen?
„Silna Unia w sprawiedliwy sposób wdraża to, na co się wcześniej zgodziła. I trzyma się celów Zielonego Ładu z pragmatyzmem” – zadeklarowała von der Leyen w Parlamencie Europejskim. Potwierdziła dążenie do celu redukcyjnego 90 proc. w 2040 r. jako etapu w drodze do neutralności klimatycznej w 2050 r. I zamierza w pierwszych stu dniach nowej kadencji przedstawić Clean Industrial Deal, czyli pakiet rozwiązań na rzecz konkurencyjności gospodarki UE w zielonych technologiach i innych branżach strategicznych. Unijnym firmom w rywalizacji m.in. z Chinami i USA ma pomóc nowy Fundusz Konkurencyjności.
Von der Leyen potwierdziła zamiar powołania komisarza ds. obrony. A Europejska Tarcza Powietrzna, czyli pomysł promowany od maja przez Donalda Tuska i greckiego premiera Kyriakosa Mitsotakisa, ma znaleźć się na czele listy projektów obronnych „wspólnego zainteresowania” opracowanej przez KE z państwami UE. „Musimy na obronność wydawać więcej, skuteczniej i wspólnie” – przekonywała von der Leyen. Tłumaczyła, że pierwszorzędną inwestycją w bezpieczeństwo Europy jest inwestycja w bezpieczeństwo i obronę Ukrainy.
Ukłonem von der Leyen w kierunku lewicy była zapowiedź powołania komisarza ds. mieszkalnictwa, który miałby zająć się kryzysem cenowym na rynku. Bruksela nie ma w tych kwestiach dużych uprawnień, pozostają jej próby działań koordynacyjnych wobec decyzji poszczególnych krajów. Dlatego obietnice von der Leyen w sprawie mieszkań mogą okazać się mocno na wyrost.
Ponadto zadeklarowała, że „potrzebujemy zmiany traktatu tam, gdzie może to poprawić naszą Unię” – z myślą o dostosowaniu jej do przyszłego rozszerzenia m.in. o Ukrainę. Tyle że reform traktatowych – choć w tym temacie lubuje się bardzo wielu europosłów – w ogóle nie chce większość krajów Unii. Ogólnikowe zapowiedzi von der Leyen też mogą pozostać niespełnione.
Planom zaprezentowanym przez von der Leyen towarzyszyła zapowiedź dużego uproszczenia budżetu, ale bez żadnych kwot i szczegółów co do nowych źródeł finansowania. A bez tego m.in. pomysły z dziedziny wspólnej polityki obronnej pozostaną na papierze. Decyzje co do pieniędzy zostaną podjęte dopiero podczas negocjacji 27 krajów nad nowym budżetem wieloletnim po 2027 r.
Choć pierwsze skrzypce grają władze największych krajów, osobowość von der Leyen i jej dotychczasowa polityka oznaczają, że również jej kolejna kadencja – głównie w sprawach Ukrainy, Rosji, obronności – powinna być dobra z punktu widzenia Polski. Trudnym testem dla Brukseli w nowym kadrowym rozdaniu byłaby ponowna, antyunijna prezydentura Donalda Trumpa.