Ukraińskie drony ponownie uderzyły na bazę paliwową, tym razem w Cimiańsku w obwodzie rostowskim, niedaleko od Wołgodońska. Te konsekwentne ataki na bazy paliwowe i pozbawianie Rosji zapasów benzyny, oleju napędowego i smarów muszą się w końcu odbić na zdolnościach do zaopatrywania wojsk, ale też i na rosyjskiej gospodarce.
Wystrzelony na Ukrainę rosyjski dron Shahed-136 zboczył z trasy, wleciał na Białoruś i przeleciał przez to państwo 350 km, rozbijając się koło Witebska. Białoruska obrona powietrzna zareagowała dość niemrawo.
Według Rosjan ukraińskie F-16 już latają nad Ukrainą w rejonie Odessy, ale startują z terenów Rumunii. Jest jednak bardzo wątpliwe, by jakiekolwiek państwo NATO zezwoliło Ukrainie na wykonywanie lotów bojowych z własnego terytorium. F-16 niestety muszą bazować w Ukrainie, inaczej tego byłoby już faktycznie za wiele i mogłoby być uznane za aktywne włączenie się w konflikt z Rosją.
Według „New York Times’a” jedna z ważnych osobistości związana z kierowniczymi organami NATO, chcąca jednak zachować anonimowość, powiedziała, że budowa zdolności ofensywnych Ukrainy potrwa co najmniej sześć miesięcy i ewentualna nowa kontrofensywa będzie mogła być podjęta nie wcześniej niż wiosną 2025 r. Musimy przyznać, że zgadza się to mniej więcej z naszą oceną, którą przedstawiliśmy wczoraj, cieszy takie potwierdzenie ze strony tych, którzy mają dostęp do o wiele szerszej, nieznanej publicznie wiedzy.
Zapały polityków zachodnich co do negocjacji pokojowych właśnie ostudził rosyjski wiceminister spraw zagranicznych Jurij Gałuzin, oświadczając, że Rosja nie zamierza brać udziału w kolejnym, planowanym jeszcze w 2024 r.