Świat

Joe Biden wycofuje się z wyścigu o prezydenturę. Kamala Harris ma go zastąpić

Prezydent USA Joe Biden Prezydent USA Joe Biden Official White House Photo by Adam Schultz / Flickr CC by SA
Dłużej tego układu nie dało się utrzymać. Kolejne wpadki w czasie wystąpień publicznych, rebelia we własnej partii i odwrót części darczyńców spowodowały, że Joe Biden wycofał się z walki o reelekcję.

„Uważam, że w najlepszym interesie mojej partii i kraju leży, abym ustąpił i skupił się wyłącznie na wypełnianiu moich obowiązków jako prezydent przez pozostałą część kadencji”, można przeczytać m.in. w długim oświadczeniu na koncie Joe Bidena w serwisie X (kiedyś Twitter). I dalej: „W tym tygodniu wypowiem się szczegółowiej na temat mojej decyzji. Na razie chcę wyrazić najgłębszą wdzięczność wszystkim, którzy tak ciężko pracowali nad moim ponownym wyborem. I podziękować wiceprezydent Kamali Harris za bycie niezwykłą partnerką w całej tej pracy. Chciałbym również wyrazić szczere uznanie dla narodu amerykańskiego za wiarę i zaufanie, jakim mnie obdarzyliście”.

Chwilę potem pojawił się kolejny wpis. Wycofujący się z walki o reelekcję prezydent napisał: „Dziś chcę wyrazić moje pełne poparcie i akceptację dla Kamali, która będzie tegoroczną kandydatką naszej partii. Demokraci – czas się zjednoczyć i pokonać Trumpa. Zróbmy to”.

Donald Trump od razu zabrał głos. W rozmowie z CNN nazwał obecnego lokatora Białego Domu „najgorszym prezydentem w historii naszego kraju” i dodał, że ewentualne starcie z Kamalą Harris będzie dla niego łatwiejsze niż pojedynek z Bidenem. Potem na swojej platformie Truth Social dodał: „Oszust Joe Biden nie nadawał się do kandydowania na prezydenta i z pewnością nie nadaje się do pełnienia tej funkcji - i nigdy się nie nadawał! (...). Wszyscy wokół niego, w tym jego lekarz i media, wiedzieli, że nie jest zdolny do bycia prezydentem, i nie był – a teraz spójrzcie, co zrobił z naszym krajem, z milionami ludzi przekraczającymi naszą granicę, całkowicie niekontrolowanymi i niesprawdzonymi, wielu z więzień, szpitali psychiatrycznych i rekordową liczbą terrorystów”.

W swoim stylu sytuację skomentowała Maria Zacharowa. Rzeczniczka rosyjskiego MSZ stwierdziła, że Biden nie podał, gdzie dokładnie zamierza się wycofać. „Kolejnym krokiem powinno być śledztwo w sprawie spisku amerykańskich mediów i środowisk politycznych, które zatajały jego prawdziwy stan zdrowia psychicznego, manipulując opinią publiczną i igrając z jedną partią polityczną”.

Tej lawiny nie dało się zatrzymać

Świadomość, że to nieuchronny scenariusz, dominowała wśród elit Partii Demokratycznej od paru tygodni. Kolejni politycy, w tym członkowie Kongresu, otwarcie namawiali prezydenta do rezygnacji. Odznaczała się w tym gronie Nancy Pelosi, niedawno przewodnicząca Izby Reprezentantów, nadal ciesząca się uznaniem w partyjnych strukturach. Rezygnacji Bidena domagało się pięciu senatorów i 32 członków Izby Reprezentantów. Apelowali, by działał „dla dobra kraju, a nawet świata”, argumentując, że nie chodzi wyłącznie o słaby występ w debacie 28 czerwca. Obawy budził przede wszystkim stan jego zdrowia w perspektywie kilku lat. Jeśli już teraz ma problemy z koncentracją i utrzymaniem tempa, jak to będzie funkcjonował w czasie drugiej kadencji?

Cichym refrenem tej dyskusji były oskarżenia pod adresem najściślejszego grona doradców prezydenta i jego rodziny. Mówiło się, że jedyną osobą, która ewentualnie mogłaby przekonać Bidena do usunięcia się w cień, jest żona Jill. Ale zbudowała wokół męża kordon bezpieczeństwa, uznając krytyczne głosy za sabotaż i chęć umniejszania jego dorobku. Powtarzała też argument, którego używał sam Biden, kurczowo trzymając się nominacji – że już raz wygrał z Trumpem i wie, jak to się robi. Przebicie się przez sojuszników, odgrywających rolę bezrefleksyjnych klakierów, było coraz trudniejsze.

Zmowę milczenia jako pierwszy złamał „New York Times”, publikując krótki artykuł o tym, jakoby trzech bliskich doradców Bidena namawiało go do rezygnacji. Biały Dom natychmiast to zdementował, a Biden w rozmowie z George’m Stephanopoulosem z ABC powiedział, że tylko „Bóg wszechmogący” może zmienić jego zdanie.

Od Bidena wszyscy się odwrócili

Równolegle wybuchały kolejne kryzysy wizerunkowe. Najpierw był wywiad dla filadelfijskiej rozgłośni – prezenterka zdradziła, że Biały Dom przysłał jej listę pytań. Gdy sprawa wyszła na jaw, doradcy Bidena przekazali, że rezygnują z praktyki reżyserowanych wywiadów. Potem był szczyt NATO i katastrofa wręcz spektakularna. Prezydent Wołodymyra Zełenskiego pomylił z Władimirem Putinem, Donalda Trumpa z Kamilą Harris. Wprawdzie zaraz potem udzielił godzinnego, jak na niego niesłychanie spójnego wykładu na temat sukcesów swojej polityki zagranicznej, ale na to nikt już nie zwracał uwagi. Liczył się kontekst. Zełenski odwołał swoją konferencję, a Biden na własną spóźnił się godzinę. Inni liderzy – w tym nowo wybrany premier Wielkiej Brytanii Keir Starmer – musieli stać przed dziennikarzami i odpowiadać na pytania o gafy i przejęzyczenia Bidena. Nawoływania do rezygnacji przyjęły już formę lawiny, której nie dało się zatrzymać.

Już dzień po słynnej debacie Ross Douthat na łamach „New York Timesa” zauważył, że Biden stracił poparcie w grupie, która dla powodzenia jego kampanii była bardzo ważna – dziennikarzy, intelektualistów, osób o liberalnych poglądach. Wiodące media za oceanem komentowały, że Biden nie ma już szans na triumf. Wyraziście pisali o tym Jerusalem Demsas i Franklin Foer w „The Atlantic” i David Remnick w „New Yorkerze”. Graeme Woods z „The Atlantic” czy Ezra Klein z „NYT” nawoływali do eksperymentu z otwartą konwencją Demokratów, która odbędzie się w Chicago 19–22 sierpnia. W teorii taki scenariusz był możliwy, ale otwarte głosowanie nie musiałoby wyłonić dość mocnego rywala dla Trumpa.

Z kolei Jake Tapper z CNN opublikował fragment swojej rozmowy z wieloletnim współpracownikiem Bidena. Zastrzegający anonimowość doradca zauważył, że to wprawdzie smutny koniec kandydatury urzędującego prezydenta, którego bardzo ceni, ale cała historia musiała się tak skończyć. Winą obarcza rodzinę, która odgrodziła się od krytyków, tworząc „komorę pogłosową, która teraz zwróci się przeciw nim”. Na tym etapie nie było już właściwie redakcji, uczelni, zakątka liberalnej elity, z którego nie dobywałby się głos namawiający Bidena do porzucenia rywalizacji.

Czytaj też: Czy wiek Bidena okaże się jego największym obciążeniem przed wyborami?

Teraz Kamala Harris?

To pod każdym względem dobra decyzja – dla Ameryki, Europy, świata, demokracji. Nawet jeśli Biden jakimś cudem wygrałby z Trumpem, lada moment mógłby stać się prezydentem niesprawnym decyzyjnie. A w ślad za nim cała administracja publiczna i dyplomacja. Daniel Drezner, profesor stosunków międzynarodowych z Tuffs University i znany komentator amerykańskiej polityki, powołując się na ustalenia portalu Axios i dziennika „Washington Post”, opisał kalendarz prezydenta. Wynika z niego, że Biden jest w stanie podejmować ważne decyzje tylko między godz. 10 a 16. Jego zespół wprowadził zasadę kończenia obowiązków o 20, żeby kontrolować sen prezydenta. Najpotężniejszy człowiek na świecie jest zdolny reagować na kryzysy i działać tylko przez sześć godzin dziennie. To za mało, żeby nadal być obrońcą liberalnej demokracji.

Bidena zastąpi najpewniej Kamala Harris. Najbliższe dni pokażą, jak tę zmianę przyjmie elektorat – zarówno progresywny, jak i ten związany z Trumpem. Bo nie dało się nominować nikogo innego. Wepchnięcie na kartę do głosowania białego mężczyzny – a tylko tacy wchodziliby w grę – alienowałoby część elektoratu i stawiało odchodzącą administrację w złym świetle. Co prawda w sondażach od kilku miesięcy badacze eksperymentowali z kandydaturą Michelle Obamy, pozytywnie odbieranej przez respondentów, ale ta wielokrotnie mówiła, że nie chce wchodzić do polityki.

Jeśli operacja z Harris zakończy się fiaskiem, to też będzie wina ekipy Bidena. Miał rządzić jedną kadencję. Wszyscy o tym wiedzieli, choć pełnej deklaracji w tym tonie nigdy publicznie nie złożył. Zmienił zdanie półtora roku temu – i zaczęła się operacja marginalizacji Harris, by nie zagroziła swojemu szefowi. Dzisiaj przed nią ogromnie trudne zadanie, bo nie jest polityczką ani specjalnie charyzmatyczną, ani lubianą – nawet wśród wyborców, którzy są do szpiku przywiązani do Partii Demokratycznej. Ale Harris ma przynajmniej szansę na zwycięstwo. To już jest dużo więcej, niż można było powiedzieć o kandydaturze Bidena.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Ranking ministrów rządu Tuska według „Polityki”. Kto jest silny, kto się chowa, a kogo jesień wymiecie

Wakacje się kończą, Donald Tusk zapowiada „nową agendę”, a autorzy „Polityki” postanowili subiektywnie ocenić w skali od 1 do 4, jak przez te ostatnie prawie dziewięć miesięcy radzili sobie poszczególni ministrowie.

Joanna Sawicka, Wojciech Szacki
31.08.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną